Właśnie tak, spakowałam swoje dotychczasowe życie... Jesienią wyprowadziłam się z "Raju" w pośpiechu, a może raczej uciekłam, zabierając psa i najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko inne pozostało w tamtym domu. Teraz przyszedł czas na przygotowanie do sprzedaży. Przez kilka dni, przeglądałam, pakowałam, wyrzucałam, wspominałam. Rozliczałam się z życiem. To były trudne dwa tygodnie, ale mam to już za sobą i chociaż nie jestem weselsza, to jestem spokojniejsza, nie muszę o tym myśleć. Pewien etap został zamknięty. To taki mały klocek dołożony do tych, o których kiedyś pisałam, że zaczynam składać je od nowa.
Po smutku, jakim było pakowanie, zafundowałam sobie przyjemność. Wybrałam się do Lwowa.
Głównym celem wyjazdu był spektakl w Operze Lwowskiej Orfeusz i Eurydyka. Co tu dużo mówić, uczta dla oczu i uszu, jeśli chodzi o spektakl, ale też wnętrze opery jest przepiękne. Wchodząc do takiego wnętrza człowiek czuje się jakiś ładniejszy, odświętny:)) Nie będę pokazywać własnych zdjęć
opery, bo: po pierwsze
- nie robiłam
, po drugie - w sieci już
są piękne zdjęcia tego miejsca np.
tu.
Było cudnie! Z jednym "niestety"- i tam, dotarł okropny popkulturowy zwyczaj tj. popcorn i cola w papierowych kubkach. Nie cierpię tego!!! Do kina, teatru, na koncert, chodzę, by w ciszy i spokoju zagłębić
się we własne doznania, wywołane tym, co dzieje się
na ekranie lub scenie. Ot po prostu - oddać się nastrojowi chwili. Zapach prażonej kukurydzy, odgłosy chrupania i siorbania, skutecznie zniechęcają mnie do wizyt w nowoczesnych kinach. Aż do tego momentu żyłam w złudnym przekonaniu, że ostatnim bastionem elegancji i dobrych manier jest opera - pomyliłam się!
Opera, operą ale, ponieważ wyjazd był dwudniowy, zafundowałam sobie też inne atrakcje, np. spacer bez celu po dwóch lwowskich bazarach. Uwielbiam bazary:)) Jeden z bazarów mieści się tuż za budynkiem opery i nazywany jest "Galerią". To taki typowy bazar dla turystów z różnego rodzaju pamiątkami, rękodziełem, w tym przepięknymi
ukraińskimi haftami - bardzo drogie, obliczone na turystów:). Nieco dalej, jest drugi bazar, dla zwykłych ludzi:)). Można tam kopić wszystko. Miałam szczęście, że byłam na tydzień przed prawosławnym świętem Wielkiej Nocy. Łażąc po bazarze, spotkałam pana, który właśnie rozkładał piękne pisanki wykonane techniką, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Zobaczcie sami, czyż nie piękne?:)
To jest drewniane jajko oklejone ziarnami. I jeszcze jedno - oklejone koralikami z typowym ukraińskim wzorem.
Wybrałam sobie dwa jajka, ale wybór był bardzo trudny, bo wszystkie (kilkadziesiąt sztuk) podobały mi się.
Moja wizyta we Lwowie nie była pierwszą, ostatni raz byłam tam trzy lata temu. Stwierdzam, że miasto bardzo się zmieniło. Z pewnością ubiegłoroczne Euro miało olbrzymi wpływ na to, jak wygląda miasto. Myślę sobie, że gdyby nie granica, na której stoi się standardowo kilka godzin, to częściej jeździłabym do Lwowa niż do Warszawy. Odległość jest porównywalna ale klimat inny:)).
Żeby Was nie zanudzać, na tym skończę - na razie :))
Mam kilka prac, zrobionych wcześniej, ale nie miałam czasu pokazać, to może teraz?
Broszka z żółtymi dodatkami, taki wzór robiłam po raz pierwszy. Nawet mi się podoba, ale oczywiście to kwestia osobista.
Takich kwiatów z pąkami zrobiłam już kilka w różnych kolorach. Ta ma być moja, chociaż o poprzednich też tak mówiłam, a potem wędrowały do miłych mi osób:)).
A ta? sama nie wiem, co mi wyszło: egzotyczny kwiat, kolorowe liście, Motyl?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich moich miłych czytelników i dziękuję za Wasze wpisy, które czytam z uwagą i radością.