czwartek, 30 maja 2013

Na specjalną okazję

Specjalna okazja, to narodziny i chrzciny. Nie, nie  w mojej rodzinie:))
Najdroższym, oczekiwanym wszystko, co najlepsze. Jest więc: srebro, śnieżnobiały jedwab i odrobina pastelowych kolorów.  





wtorek, 28 maja 2013

Prezenty

Nic nowego nie zrobiłam, jeszcze..  Dostałam natomiast prezenty, od wspaniałej kobiety - Violi, splatającej cudne koraliki. Zapewniam Was, że moje nieudolne zdjęcia w żadnej mierze nie oddają uroku tych drobiazgów.

 Kolczyki mają niespotykany kolor i ślicznie mienią się w słońcu.

Broszka, to cała fantazja, jej ciepłe kolory, dodają energii nawet najbardziej zdołowanym osobnikom (mnie).
Bardzo, bardzo dziękuję Violu.

czwartek, 23 maja 2013

Tylko błękit


Wstałam rano, wyprowadziłam psa, zjadłam śniadanie, a potem...... siedziałam i splatałam, wyszło coś takiego. 
Jedna, miła osoba mówiła, że w dowolnym odcieniu niebieskiego, czy trafiłam w upodobania - nie wiem:))
Najwyżej dołoży do kolekcji prezentów, z którymi nie wiadomo, co zrobić. Chyba każdy takie posiada. Ja mam kilka:))


 To jest broszka. Z materiałów przygotowanych do jej zrobienia wyszła mi jeszcze jedna niebieska kompozycja. Na razie nie ma  pomysłu, co do niej. Zastanowię się - może umieszczę w ramce, jako obrazek....

wtorek, 21 maja 2013

Oto jest!

Moje dziecięce marzenie - poduszka w róże. Spełnienie marzenia zajęło mi, co prawda, kilkadziesiąt lat,  ale widocznie dopiero teraz przyszła odpowiednia pora. 


Oczywiście nie poszłam na łatwiznę, jak powinna zrobić, każda początkująca i pełna pokory hafciarka:))
Ze mną nie jest tak łatwo. Wynalazłam w internecie fotografię gotowej poduszki, była cudna!. No i zaczęło się... już po kilku pierwszych ściegach wiedziałam, że moja poduszka daleka będzie od oryginału, bo...wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to na zdjęciu, to haft gobelinowy, wykonywany na grubszej kanwie i dużo grubszymi nićmi. Teraz już wiem, czyli jednak jakaś korzyść, zdobyłam nową wiedzę:)) Wychodziło na to, że jeżeli zostanę przy oryginale, to będę miała, mały kwiat na środku poduszki. Niekoniecznie spełniało to, moje oczekiwania. Zaczęłam kombinować i z tego kombinowania, czyli kopiowania jednego wzoru, ale w różnych pozycjach, wyszło takie coś. Róże nie są ułożone symetrycznie na środku poduszki, bo lubię asymetrię i był to efekt zamierzony. Pominę milczeniem, różne niezamierzone efekty, które, od razu zauważą, moje blogowe  nauczycielki - hafciarki, ale to moje pierwsze dzieło i jestem z niego dumna:))). Chociażby z tego powodu, że ukończyłam. Teraz już wiem, że pracochłonność przy robieniu  kwiatów ganutell, jest  niczym, w porównaniu z haftem krzyżykowym. Dzięki za wszystkie podpowiedzi i rady, bez Was kochane, byłoby znacznie trudniej.  Teraz, kto wie,,, może powstaną następne poduszki w róże:)).  




wtorek, 14 maja 2013

Widełki

Wiedziałam, wiedziałam, że nie będę oryginalna i znajdą się specjalistki, które mało, że wiedzą co to jest, to jeszcze nawet używały:)) 
To są widełki do robienia splotów szydełkowych. Widełki były u nas w modzie w latach 60-tych, używała tego moja mama. Nigdy nie spotkałam widełek w sklepie, zawsze były to samoróbki wykonane z grubych stalowych prętów (moje z pręta o średnicy 5mm). Pamiętam, że na widełkach robiono poszewki na jaśki, narzuty na łóżka i fotele. Janeczka pisze, że widziała nawet ciuchy robione na widełkach, ciekawa jestem , jak wyglądają...

Do widełek niezbędne jest szydełko

Tak wygląda półprodukt, czyli coś w rodzaju pętelkowej taśmy. Takich oddzielnych taśm trzeba, co najmniej kilka, w zależności od wielkości planowanego "dzieła". Po wykonaniu taśmy określonej długości, trzeba było ostrożnie zdjąć z widełek i robić następną.  Przyznam się, że spędziłam pół dnia i kilkakrotnie prułam, zanim przypomniałam sobie -  "jak to leciało" :)) 


Następnym etapem było połączenie taśm w jedną całość. Do tego potrzebne już tylko szydełko. Wyrób może być wielokolorowy, jeżeli przygotuje się taśmy w rożnych kolorach.


Tak wygląda gotowa próbka. Może na fotografii nie widać, ale całość jest miękka i puchata. Myślę, że całkiem fajny byłby szalik.

To tyle odnośnie zagadki. Teraz podsumowanie. Była zagadka, muszą być nagrody:))

Nagrody są dla wszystkich, Wojtku dla Ciebie też:))) ( rozumiem,  że broszki ani innych kwiatków nie będziesz nosił, ale może jakaś Kobieta w rodzinie będzie zainteresowana), którzy wzięli udział w zgadywance. Proszę wybierzcie sobie coś z tego, co dotychczas pokazywałam, napiszcie a ja przygotuję i wyślę.
Pozdrawiam i liczę na dalszą Waszą obecność u mnie:)



sobota, 11 maja 2013

Dwa odcienie fioletu

Na razie, chyba ostatnia z serii broszek. Trochę mi się znudziły:)) Broszka jest dość duża ok. 8 cm średnicy, i  jakieś 2 cm grubości (płatki zagięte do środka).  Ku mojemu zdziwieniu, mimo delikatności materiału, wytrzymała próbę rączek dwuletniej modnisi:))




Pisałam kiedyś o posagowej skrzyni mojej mamy.  Znowu tam zajrzałam i znalazłam coś takiego.  Czy wiecie/pamiętacie, do czego to służy? Zamieściłam małą podpowiedź:)))

Teraz wracam do mojej poduszki w róże, jeszcze kilka dni i będzie gotowa. Bardzo pracochłonne te krzyżyki, teraz już to wiem i podziwiam cierpliwość wszystkich krzyżykowych hobbystek - artystek.

środa, 8 maja 2013

Spakowałam życie...

Właśnie tak, spakowałam swoje dotychczasowe życie... Jesienią wyprowadziłam się z "Raju" w pośpiechu, a może raczej uciekłam, zabierając psa i najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko inne pozostało w tamtym domu. Teraz przyszedł czas na przygotowanie do sprzedaży. Przez kilka dni, przeglądałam, pakowałam, wyrzucałam, wspominałam. Rozliczałam się z życiem. To były trudne dwa tygodnie, ale mam to już za sobą i chociaż nie jestem weselsza, to jestem spokojniejsza, nie muszę o tym myśleć. Pewien etap został zamknięty. To taki mały klocek dołożony do tych, o których kiedyś pisałam, że zaczynam składać je od nowa.
Po smutku, jakim było pakowanie, zafundowałam sobie przyjemność. Wybrałam się do Lwowa. 
Głównym celem wyjazdu był spektakl w Operze Lwowskiej Orfeusz i Eurydyka. Co tu dużo mówić, uczta dla oczu i uszu, jeśli chodzi o spektakl, ale też wnętrze opery jest przepiękne. Wchodząc do takiego wnętrza człowiek czuje się jakiś ładniejszy, odświętny:)) Nie będę pokazywać własnych zdjęć opery, bo: po pierwsze - nie robiłam, po drugie - w sieci już są piękne zdjęcia tego miejsca np. tu. Było cudnie!  Z jednym "niestety"- i tam, dotarł okropny popkulturowy zwyczaj tj. popcorn i cola w papierowych kubkach. Nie cierpię tego!!! Do kina, teatru, na koncert, chodzę, by w ciszy i spokoju zagłębić się we własne doznania, wywołane tym, co dzieje się na ekranie lub scenie. Ot po prostu - oddać się nastrojowi chwili. Zapach prażonej kukurydzy, odgłosy chrupania i siorbania, skutecznie zniechęcają mnie do wizyt w nowoczesnych kinach. Aż do tego momentu żyłam w złudnym przekonaniu, że ostatnim bastionem elegancji i dobrych manier jest opera - pomyliłam się!
Opera,  operą ale, ponieważ wyjazd był dwudniowy, zafundowałam sobie też inne atrakcje, np. spacer bez celu po dwóch lwowskich bazarach. Uwielbiam bazary:)) Jeden z bazarów mieści się tuż za budynkiem opery i nazywany jest "Galerią". To taki typowy bazar dla turystów z różnego rodzaju pamiątkami, rękodziełem, w tym przepięknymi ukraińskimi haftami - bardzo drogie, obliczone na turystów:). Nieco dalej, jest drugi bazar, dla zwykłych ludzi:)). Można tam kopić wszystko. Miałam szczęście, że byłam na tydzień przed  prawosławnym świętem Wielkiej Nocy. Łażąc po bazarze, spotkałam pana, który właśnie rozkładał piękne pisanki wykonane techniką, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam.  Zobaczcie sami, czyż nie piękne?:)










To jest drewniane jajko oklejone ziarnami. I jeszcze jedno - oklejone koralikami z typowym ukraińskim  wzorem.


Wybrałam sobie dwa jajka, ale wybór był bardzo trudny, bo wszystkie (kilkadziesiąt sztuk) podobały mi się.
Moja wizyta we Lwowie nie była pierwszą, ostatni raz byłam tam trzy lata temu. Stwierdzam, że miasto bardzo się zmieniło. Z pewnością ubiegłoroczne Euro miało olbrzymi wpływ na to, jak wygląda miasto. Myślę sobie, że gdyby nie granica, na której stoi się standardowo kilka godzin, to częściej jeździłabym do Lwowa niż do Warszawy. Odległość jest porównywalna ale klimat inny:)).
Żeby Was nie zanudzać, na tym skończę - na razie :))

Mam kilka prac, zrobionych wcześniej, ale nie miałam czasu pokazać, to może teraz?


 Broszka z żółtymi dodatkami, taki wzór robiłam po raz pierwszy. Nawet mi się podoba, ale oczywiście to kwestia osobista.
 Takich  kwiatów z pąkami zrobiłam już kilka w różnych kolorach. Ta ma być moja,  chociaż o poprzednich też tak mówiłam, a potem wędrowały do miłych mi osób:)).


A ta? sama nie wiem, co mi wyszło: egzotyczny kwiat, kolorowe liście, Motyl?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich moich miłych czytelników i dziękuję za Wasze wpisy, które czytam z uwagą i radością.