piątek, 19 lipca 2013

Z bezsenności

Czasami nie mogę zasnąć, w głowie gonitwa myśli, nie wszystkie mądre i warte cytowania, ale z niektórych powstaje coś nowego:)) Między jedną  głupią myślą, a drugą  wpadło mi do głowy, że:  wszystkie znane mi ganutelle mają w środku płatka korpus, czy można zrobić nieco inaczej?  Zapytałam siebie, czy można zrobić inaczej i to był błąd, gdyż kolejną godzinę, albo dwie, projektowałam w myślach inny sposób formowania płatków. Efekty moich nocnych rozmyślań przedstawiam niżej. 
Trochę inne kwiaty ganutell. To na razie pierwsze próby, może nie całkiem dopracowane. 



Niżej, eksperyment hafciarski. Na którymś z blogów ( zabijcie, nie pamiętam gdzie) zobaczyłam cyferblat zegara ściennego zrobiony na szydełku. Wyglądało super! Był schemat, pomyślałam: chcę taki mieć. Problem w tym, że chociaż umiem, to nie lubię szydełkować, ale już wiem, że lubię wyszywać (poduszka w róże) :)). Na szczęście schemat rozrysowany był na kratkach, jak do wyszywania:)  Tym sposobem zamiast koronkowego cyferblatu na zegar ścienny, wzbogaciłam się o serwetki do petersburskich filiżanek. Wzór na filiżance i na serwetce utrzymany jest w podobnym klimacie. Na razie zrobiłam jedną serwetkę, ale będzie cały komplet. Z oczywistych przyczyn, haftując pominęłam oznaczenia godzin, które są w oryginale. 





piątek, 12 lipca 2013

Morwa

W dzieciństwie zajadałam się czarnymi owocami morwy, rosnącej u moich dziadków. Moja miłość do jej owoców, była utrapieniem babci.  Po każdej mojej wizycie na drzewie lub pod drzewem, trzeba mnie było myć i przebierać, gdyż sok  z owoców farbuje wszystko na kolor purpury. Po latach, ku mojemu żalowi, drzewo zostało ścięte. We mnie pozostała tęsknota, smutek i żal :))) Tęskniłam, bo nigdzie potem już nie spotkałam, ani tego drzewa, ani tych owoców. I nieoczekiwanie mam!,  mam  morwę z pięknymi czarnymi  i słodkimi jak miód owocami.



 Znowu wychodzę spod drzewa umorusana, prawie jak w dzieciństwie. Aby zachować tradycję w rodzinie, chyba nauczę moją wnuczkę wchodzić na morwowe drzewo:))

Pełnia lata. Zrobiłam to zdjęcie na pamiątkę. Za jakiś czas, po makach nie będzie śladu, za to powstanie  nowoczesna obwodnica miasta, ale nie wiem, czy będzie równie piękna.




środa, 10 lipca 2013

Ganutellowy witrażyk

Dostałam kiedyś od koleżanki kilkanaście różnych starych ramek. Długo leżały, a w mojej głowie dojrzewały pomysły na ich wykorzystanie.
Jeden pomysł już widzieliście z kwiatami fuksji, a teraz drugi.
Postanowiłam nie robić "pleców" do ramki i w ten sposób powstało coś na kształt witrażu, a raczej witrażyka, bo to maleństwo ma wymiary 11 x 8,5cm. Zawieszony w oknie wygląda interesująco:))


Ramek różnej wielkości jeszcze trochę mi zostało i w miarę rodzenia się nowych pomysłów, będę je zapełniała, a może Wy macie jakieś pomysły:))?

Pozdrawiam wszystkich zaglądających i z góry dziękuję za komentarze.

wtorek, 9 lipca 2013

Czarno-biały

Z wcześniejszych prac, został - bez przydziału :))- biały kwiatek i kawałki czarnej metalonici, z której robiłam broszkę.  Wobec tego, biały kwiatek został przydzielony czarnym listkom i to jest efekt końcowy. Wielkością nie grzeszy, ma tylko 15 cm wysokości, ale przecież nie będziemy rozliczali go z wielkości:))



piątek, 5 lipca 2013

Odpowiedź na krytykę:)

To prawda, w poprzednim poście "naszczekałam" trochę na mojego psa, no i doczekałam się...
Tofi dowiedział się i na podstawie prawa prasowego, zażądał dostępu do bloga w celu umożliwienia mu, odpowiedzi na krytykę. Nie pozostało mi nic innego, tylko udostępnić:))).

Tofi ma głos:

Pani mówi, że ją ograniczam, ale nie powiedziała, co daję w zamian, a ja:
Zawsze jestem czujny 






patroluję teren, by uchronić Panią przed niebezpieczeństwem 








Zawsze idę pierwszy, by pani czuła się bezpieczna

Dzielnie odpędzam wszystkie obce psy, które mogłyby zagrozić mojej pani.

Jestem opiekuńczy, a przecież mógłbym  go zjeść....





 Opiekuję się nawet tą głupią kotką.

Ustępuję jej miejsca na fotelu,


nawet pozwalam jej spać w moim kojcu.

Każdemu ustępuję kojca, taki już jestem.....



Pozwalam by mnie czesano i kąpano, chociaż uważam to za całkowicie zbędne. 



Pomagam w pracach domowych
- oklejam taśmą przed malowaniem ścian

 - odśnieżam, gdy trzeba





Jestem sprytny, potrafię wtopić się w tło:)) 


Jestem ugodowy, idę nawet za tymi, którzy sami dokładnie nie wiedzą, dokąd zmierzają

Jestem gotów do największych poświęceń. 
Nadstawiam własnego ciała, by innych uchronić przed upadkiem

Staram się zrozumieć miłość pani do kwiatów



Jestem zawsze blisko

Na głos Pani, przybiegnę z krańca świata 

Czy to mało???, czy taki mały pies, jak ja może dać z siebie więcej??????

wtorek, 2 lipca 2013

Pies - radość, czy obowiązek?

Podobno, samotnym ludziom, towarzystwo zwierzęcia poprawia nastrój i ogólnie dobrze robi na psychikę:)
Podobno.... Moje osobiste półroczne doświadczenie w tym względzie, być może nie jest miarodajne, ale nie przesadzałabym z tymi korzyściami, bo:

  • czuję się uwiązana, nie mogę wyjść z domu rano i wrócić późnym wieczorem (psa trzeba wyprowadzić co najmniej trzy razy),
  • wyjazdy  - albo tam, gdzie przyjmą psa, albo muszę szukać kogoś, kto zechce zaopiekować się zwierzęciem w czasie mojej nieobecności,
  • jestem chora, najchętniej nie wstawałabym z łóżka, ale jest pies i muszę go wyprowadzić,
  • moja własna paranoja na temat: zasłabnę na ulicy, a w domu zamknięty jest pies.....
Mogłabym  wymieniać dalej, ale to najważniejsze powody, które w moim przypadku, obalają tezę o dobroczynnym wpływie zwierząt na kondycję psychiczną osób samotnych. Ja czuję się zniewolona koniecznością dostosowywana swojego trybu życia do potrzeb psa.
Nie chciałabym być źle zrozumiana. Bardzo lubię swojego psa, i nie mam zamiaru z niego zrezygnować, będzie ze mną do końca swoich dni i będę zajmowała się nim najlepiej, jak potrafię. Natomiast nigdy nie zdecyduję się na kolejnego psa w warunkach blokowych.
Być może nie mam racji, ale to moje subiektywne doświadczenia. Na razie dostrzegam co najmniej tyle samo obciążeń co korzyści.