poniedziałek, 30 marca 2015

Poduszki i pisanki

Prawie cztery miesiące i nareszcie jest! Na razie w półprodukcie,
docelowo będą z tego poduszki, ale to już w innym mieszkaniu



za jakiś czas:))

Niedługo święta, muszą być kolorowe jajeczka. W tym roku niewiele, bo zajęć dużo, czasu mało, ale nie mogłam odmówić sobie przyjemności. Na Wielkanoc rozkładam pisanki wszędzie, gdzie się da, potem siadam i podziwiam :))) No lubię szaleństwo kolorów:)), co na to poradzę:))






Nie mogłam się oprzeć, przebiśniegom, tym bardziej, że kończą kwitnienie. Następne będą za rok.
Maleńkie skromne, ale jaka w nich elegancja...

Zaglądaliście kiedyś do środka? Popatrzcie, jakie śliczne:))


I jeszcze inna wersja. Powiedziałabym luksusowa:))


 

To kwiatki, które wędrują ze mną do każdego nowego miejsca, nie mogłam się oprzeć i zabrałam je ze sobą. Bardzo dobrze przetrwały w skrzynce na balkonie. Wygląda na to, że czeka je kolejna podróż, nie potrafię ich zostawić. Wszystko przez wspomnienia.....

Na święta, życzę Wam kochani, byście spędzili je tak, jak sobie wyobrażacie.
Być może, będą to rodzinne spotkania - niech będą pełne ciepła i radości.
Być może, będzie to wyjazd w ulubione miejsce - niech się uda i pozostawi miłe wspomnienia,
a może zwykłe lenistwo w domu - to, niech nikt nie zakłóca Waszego spokoju. 






piątek, 6 marca 2015

Chlebek i do chlebka

Będzie o jedzeniu ale najpierw o Janeczce, znowu mnie zaskoczyła. Nie wiem, jak ona to robi, ciągle coś nowego, a to szydełkowe cuda, a to cuda na drutach:)).  Do tego prowadzenie domu, wydawałoby się, już nie ma czasu na nic innego ale nie.... Janeczka w natłoku zajęć pamięta jeszcze o innych:)) Tu Janeczkowa piękna kartka i elegancki naszyjnik.    

Otworzyłam, kopertę, wzruszyłam się i pomyślałam: kurcze, kiedy ona ma czas na wszystko? Ile trzeba mieć rak, żeby zrobić, tak dużo w krótkim czasie (zobaczcie na Jej blogu) Pierwsze skojarzenie: Kali - wieloręka hinduska bogini. Nie! Kali - bogini czasu i śmierci, pogromczyni demonów i sił zła. Ten wizerunek do Janeczki nie pasuje:)))) Eureka! Jest! Wieloręka japońska bogini Kannon, bogini współczucia, miłosierdzia, opiekunka wszelkich stworzeń, wypisz wymaluj - Janeczka:)))
Janeczko, dziękuję za pamięć:)


CHLEBEK
Moja kuzynka postanowiła, że będzie piekła chleb. Miał to być chleb na drożdżach. Znalazła przepis, zrobiła, jak trzeba (prawie, jak trzeba) z małym wyjątkiem. Zamiast mąki pszennej dała mąkę żytnią. Efekt? Daleki od zamierzonego. Zamiast pięknego, zdrowego żytniego chlebka, wyszedł twardy niezjadliwy gnieciuch. Było wielkie rozczarowanie, ale pierwsze próby nie zawsze kończą się powodzeniem. Chleb jej nie wyszedł, gdyż chleb żytni, musi być robiony na zakwasie. Mąka żytna zawiera mało glutenu i trzeba go aktywować poprzez ukwaszenie. W przeszłości zdarzało mi się piec chleb, postanowiłam wspomóc kuzynkę na drodze do zdrowego odżywiana:)))

W słoiku zakwas, czyli początek chleba:))

Tutaj widać, że zaczyna pięknie fermentować. Jeszcze tylko trzy dni dokarmiania zakwasu i będzie można zabrać się za pieczenie.
Ale zanim do tego dojdzie, moje mieszkanie pachnie chlebowym zakwasem:)))

DO CHLEBKA

Bywam w zaprzyjaźnionej ormiańskiej rodzinie, Jadam, pyszne ormiańskie potrawy a jednocześnie chłonę wiedzę na temat kuchni ormiańskiej. To jest moja pierwsza Bastruma.
Klasycznie robi się ją z polędwicy lub ligawy wołowej, ale na początek tańsza wersja. Pomyślałam, że jak zmarnuję kilo schabu, to jedynie 17 zł, ale kilo wołowej polędwicy, to już poważny wydatek:)))
Najtrudniejsze w tej potrawie jest czekanie. Proces dojrzewania mięsa trwa,co najmniej trzy tygodnie. Były to baaaardzo długie tygodnie. Dzisiaj odwinęłam z osłonki, mięso jest dość twarde ale sprężyste, zwarte, pięknie pachnące przyprawami. Ma intensywny pikantny smak, jak kindziuk albo szynka hiszpańska, tylko za znacznie mniejsze pieniądze, i zrobione samodzielnie:))) Mnie smakuje, ale wieczorem będzie degustacja przez moich ormiańskich przyjaciół, ciekawe, co oni na moje dokonania.
I jak daleko jestem od wzorca:)))







niedziela, 1 marca 2015

Tydzień dobrze przeżyty

 Nowy Rok świętuję dwa razy:))
Pierwszy raz, wiadomo - Sylwester/Nowy Rok.
Drugi raz, chiński Nowy rok, który rozpoczął się 19 lutego. Zgodnie z chińskim kalendarzem księżycowym, rozpoczął się rok Drewnianej Kozy.

Teraz relacja z pierwszego tygodnia Nowego Roku:))))

Noworoczna celebracja: były ciasteczka z wróżbami - moja wróżba na nadchodzący czas: "Jak nie ma księżyca, świecą gwiazdy", tańce, hulanki, swawole, zabawne konkursy i dyplomy:)) np. takie:

W takim wydaniu, jeszcze mnie nie znacie:))


Poranek następnego dnia. Dlaczego te dranie tak hałasują!!!!!
Niestety, nawet najdłuższy trening Tai chi, nie uleczy bólu głowy, po ......
  

Długi spacer i takie widoki, zdecydowanie dobrze wpływają na moje samopoczucie :))
 






Potem już tylko praca i praca, ale jakże przyjemna

Koniec tygodnia, zwieńczony cudnym prezentem od Violi.



Zdecydowanie dobrze zaczął mi się chiński Nowy Rok:))))


Pozwólcie, że złożę Wam jeszcze raz noworoczne życzenia. W rozpoczętym właśnie roku Drewnianej Kozy, życzę Wam wielu sukcesów, wspaniałych przygód i dobrodziejstw, oraz uniknięcia możliwych konfliktów i katastrof.