środa, 28 grudnia 2016

Kuchnia


Bardzo dawno mnie nie było. Zaniedbałam wszystkich znajomych, nie złożyłam życzeń, nie wysłałam podarków, nie.....
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to: na własne życzenie - dom w ruinie. Koniec prac nastąpił w piątek, na tydzień przed świętami.



 Stara kuchnia nie była zła, ale....
To, mój powrót do przeszłości. Identyczną majolikę, miałam w kuchni mojego "rajskiego domu". Bardzo mi się podobała, lubiłam dotykać jej gładkiej błyszczącej powierzchni. Podobała mi się do tego stopnia, że wyprowadzając się, zabrałam niewykorzystane płytki i dotargałam je aż tu. Ot tak, na pamiątkę po mojej ulubionej kuchni. Przyznaję, tęskniłam za tamtą kuchnią. Kojarzyła mi się ze spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Jak przypadkiem, zobaczyłam w sklepie "moją" majolikę, wiadomo było, że muszę ją mieć. Co prawda czekałam chyba ze trzy tygodnie (bo na zamówienie) ale mam. Atmosfery tamtej kuchni już nie odnajdę, ale kolory tak. Chociaż, pierwszego dnia, jak posprzątałam, stanęłam przy kuchence, podniosłam głowę i przez ułamek sekundy poczułam się jakbym przeniosła się w czasie do starego domu i mojego utraconego życia. To był ułamek sekundy. Zabrakło mi tchu i ten ucisk w gardle... Przestraszyłam się, że popełniłam błąd, że teraz, za każdym razem, jak tu wejdę, będę się tak czuła. Ale nie, to był tylko ten pierwszy moment. Strach minął, pozostało coś nieuchwytnego, nie wiem jak to nazwać - wrażenie, że jest, jakaś ciągłość, coś pozostało niezmienne, jak kolory w mojej kuchni.




Tu kawałeczek starej kuchni. Przy, tym kolorze płytek, nawet kogucik jest smutny.