czwartek, 10 lipca 2014

Nie ma łatwo......

Ten post miał być opublikowany dwa dni temu i zaczynał się tak:
Podobno żeby było lepiej, najpierw musi być gorzej. To właśnie teraz jest gorzej. Nic nie mogę znaleźć, wszystko jest w innym miejscu niż mi się wydawało, albo nie ma wcale. Mój tzw. dobytek leży spakowany w trzech różnych miejscach i czeka..... na co? aż zwolni się moje mieszkanie (za jakieś dwa tygodnie).
Pomyślałam, że jak nie mogę zabrać się do Ganutell, to opowiem o wrażeniach z pobytu na Łotwie.
Pokażę kilka zdjęć, zrobionych z myślą o blogowych przyjaciółkach:)).  Pomysł wydawał mi się prosty, bo w  moim chaosie, odnalazłam aparat fotograficzny z zawartością jeszcze nie skopiowanych zdjęć i ...... Aparat? mam ! kabelek do połączania z komputerem? mam!  i klapa! aparat rozładowany, kabelek do ładowarki? Oczywiście w futerale! tak mi się wydawało - nie ma, nie wiem w którym worku:((( No to przerwa!
Dzisiaj poddałam się, nie szukam, kupiłam nowy kabelek:))

Teraz drugie podejście do tematu:)))
Prawdą jest, że milczałam przez dłuższą chwilę,  ale cały czas o Was myślałam i zaraz to udowodnię:)
W  maju byłam w Rydze – piękne miasto!
Spacerując po starym mieście, rzucił mi się w oczy, szalony kolorowy kogut, stojący w oknie wystawowym.


Od razu przypomniały mi się "Crazy poduszki"  Jaskółki. Z myślą o niej, szybciutko zrobiłam fotkę. Szybciutko i trochę ukradkiem, bo sprzedawcy niechętnym okiem patrzą na takie działania:), ale co tam! To przecież dla przyjaciółki :)

Potem spotkałam zwierzyniec w koszyku.  Oczywiście ” cyknęłam” cały kosz włóczkowych zwierząt, bo przecież pamiętam, że kolejna blogowa ulubienica - Janeczka, jest mistrzynią szydełka i drutów - może znajdzie tu jakieś inspiracje?  



To, z myślą o sobie:)) Zauroczyły mnie te, nawet nie wiem jak nazwać - wiatraczki? Lubię wietrzne dzwonki, ale raczej nie powieszę na balkonie. Może ich dźwięk będzie denerwował sąsiadów? A takie coś? Jeszcze pomalowane na jakieś fajne kolory, czemu nie? Kręci się to to wdzięcznie, nawet przy najmniejszym wietrze.
Kurczę nie mam męskiej ręki , której mogłabym zlecić  wykonanie, ale wydaje się dość proste. Takie cienkie listewki widziałam w OBI,  problem, to wywiercenie otworów i przycięcie w odpowiedni sposób. Potem to już tylko przeciągnąć sztywny kawałek drutu i skleić pod odpowiednim kątem.  Może spróbuję zrobić  samodzielnie. Trochę boję się wiertarki i piły;) 

I jeszcze jedno moje zachwycenie. Ogromne kamienne ptaki. Były na sprzedaż, ale…… za ciężkie, za duże, nie zmieściły by się w torebce i za drogie :) Wobec tego, pozostaną  jedynie na zdjęciu.



Poza tym, Ryga jest przepięknym miastem. Dobrze się tam czułam, pewno jeszcze kiedyś wrócę.

Rękodzielniczyć nie mogę z wiadomych powodów, to co mi pozostało? Poszłam na koncert.  Od 18 lat, w jednym z lubelskich kościołów, od czerwca do października, odbywają się koncerty pod wspólnym tytułem "Międzynarodowy Festiwal Organowy", szczegóły tu:  Koncertował duet:  Georgij Agratina- fletnia Pana, cymbały i Robert Grudzień - organy, fortepian.  Uwielbiam organy, a w połączeniu z cymbałami lub fletnią Pana było to cudowne połączenie.  Dwie godziny minęły niepostrzeżenie. Potem wychodzisz na zewnątrz i...... świat wydaje się lepszy, ludzie piękniejsi. Chce się żyć !!! .

Pozdrawiam Was Kochani serdecznie.

2 komentarze:

  1. Kamienne ptaki super! nie mam ogrodu ale jak bym miała to takie ptaki bym postawiła, a nie takie potworki z gipsu jakie niektórzy mają w swoich ogrodach.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, są super! Nie mogłam napatrzeć się na nie.

      Usuń