poniedziałek, 4 lipca 2016

Przyjazdy/wyjazdy

Uff!! jestem zmęczona:)) Koniec maja i cały czerwiec, to albo goście u mnie, albo ja na wyjeździe. Lubię gości, ale gdy jest się jednocześnie, kierowcą, kucharką, przewodnikiem i jak się to wszystko ogarnie, można poczuć się nieco zmęczoną:))) Pomiędzy jedną a drugą grupą gości, zaliczyłam, nieplanowane wyjazdy do poprzedniego miejsca zamieszkania. Ot męcząca konieczność, niewarta wspominania,  ale nie ta podróż.... 
Zaczęła się telefonem od znajomej - "jedziemy na Ukrainę, jedziesz?" Jadę!!! Szybkie pakowanie, szybkie tankowanie i jadę. Nie, nie własnym samochodem, tyle odwagi we mnie nie ma, ale wyjazd był z Lublina i musiałam tam dojechać.
 Zaczęło się tradycyjnie, przejście graniczne w Hrebennem, pierwszy przystanek w Żółkwi, potem standardowo Lwów i jego zabytki. Po kolejnym kościele i opowieści o polskich śladach, nagle poczułam niedosyt. Uświadomiłam sobie, że wszystkie nasze/polskie, wycieczki na Ukrainę są bardzo jednowymiarowe, by nie powiedzieć tendencyjne. Skupiamy się na oglądaniu i poszukiwaniu śladów polskości. Nie zdarzyło mi się być, na zorganizowanej wycieczce, która miałaby w programie, tak dla równowagi, chociaż jeden przykład kultury ukraińskiej. To trzeba sobie załatwić na własną rękę. Miałam mało czasu, tylko dwugodzinną przerwę, ale zdążyłam wpaść do muzeum Haftowanych ikon, ojca doktora Dmytra Błażejowskiego. Miła pani kustosz powiedziała, że ojciec Błażejowski, zaczął wyszywać w wieku 65 lat, a dożył 105 lat. W swoim dorobku artystycznym ma ponad 200 prac (ikon i sztandarów liturgicznych, które sam projektował i następnie wyszywał). Pomyślałam - wszystko przede mną, może jest to sposób na długowieczność?:))) W muzeum, za niewielkie pieniądze, można kupić albumy ze schematami do haftu ikon. Nie oparłam się i kupiłam album z najprostszymi schematami:)) Nie sądzę bym je wyhaftowała, ale tak na na wszelki wypadek, może komuś się przyda?
Potem zahaczyłam o Lwowskie Muzeum Historyczne, w nim, na czasową wystawę historii tatarów krymskich. 
Patio budynku w którym mieści się muzeum, na zdjęciu nie widać, ale na dole jest fajny kawiarniany ogródek.
Czasu wolnego było bardzo mało, zdążyłam jeszcze przelecieć uliczką pełną kwiatów, wygodnych siedzeń i stolików, 

na plac przy ratuszu, 
    
do lokalu, gdzie przygotowują i pieką na oczach klienta, a potem, prosto z pieca podają pyszny gorący strudel. W moim przypadku, ze szpinakiem, serem i łososiem. Taki, lubię najbardziej:)) Może być na słodko z aromatyczną kawą. Mówię wam, co za zapach! Czuć go już na ulicy. Strudel jest zawsze świeży i pachnący. Żeby kupić, trzeba odstać w kolejce:)))
Wnętrze lokalu, zwróćcie uwagę na żyrandol i wieszaki na ścianie:))

Czas się skończył, musiałam wracać do grupy. Wyjazd ze Lwowa w stronę Tarnopola i jakby przejście przez bramę..... , a tam inny świat!  
Kocham, te bezkresne przestrzenie, dzikie łąki pełne roślin, których u nas już prawie nie spotka na łąkach. Intensywna uprawa, nawożenie i siew określonych gatunków traw, skutecznie zabiły różnorodność roślin. Wiem, wiem, romantyzm dzikich łąk przegrywa z ekonomią ale jakoś mi żal...... 


Gdyby to było możliwe, wysiadłabym z autokaru i poszła przed siebie, bo takie widoki sprawiają mi największa radość.
                                     

jednak udało mi się przynajmniej trochę pochodzić po łanach macierzanki. Słoneczny, upalny dzień i unoszący się wokół macierzankowy zapach co za frajda:))

Macierzanki rosną wszędzie, nawet na pionowej ścianie klasztornego muru, klasztoru grecko-katolickiego w Podkamieniu.



Był też Kamieniec Podolski, który w ostatnich latach bardzo się zmienił. Powstały nowe lokale gastronomiczne, odbudowywane są stare świątynie, z muru jednego z kościołów, zniknęła galeria obrazów - szkoda! Lubiłam to miejsce.

Na szczęście nie zmieniły się moje ulubione miejsca. Skaliste brzegi a w dole płynie Smotrycz.


Widok, z ogrodu kamienieckiej katedry, na biało-błękitną cerkiew.  Nigdy nie dotarłam w jej pobliże, ale żeby to zrobić, chyba muszę pojechać do Kamieńca samodzielnie, wycieczki zorganizowane, takich fanaberii nie przewidują:)))

Po dawnemu, kusiła mnie furtka w ogrodzie, z dewizą herbową, rodu Ledóchowskich
W domu poszukałam tłumaczenia: Bacz na obyczaje przodków . Te słowa, nic nie straciły na znaczeniu, a może nawet, w obecnych czasach i problemach społecznych, nabrały nowego, ważnego znaczenia.

W kościele Dominikanów w Czortkowe, nasi przodkowie, marmurową tablicą na ścianie świątyni, przypominają, że Konstytucja była i jest ważna.
   


To, jest baaardzo subiektywny opis Ukrainy, dokładnie Podola. Spotykam tam wiele przykładów różnych niedogodności np. drogi, szczególnie te poza uczęszczanymi szlakami są tragiczne - nie zwracam na to uwagi. Moja miłość jest ślepa:))  Jestem świadoma, wielu innych spraw, które są jak łyżka dziegciu w beczce miodu ale to miła być relacja z tego, co cieszyło moje oczy i duszę:)) O innych sprawach starałam się nie myśleć

8 komentarzy:

  1. Pięknie spędziłaś czas i piękne widoki nam pokazałaś.:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widoków było, dużo więcej, ale zdjęć mało :( Z okien autobusu trudno zrobić coś fajnego. Miałam do wyboru albo chłonąć krajobraz oczami, albo skupić się na aparacie, a potem oglądać zdjęcia. Wybrałam to pierwsze.

      Usuń
  2. Piękna wycieczka. A już się zastanawiałam, czemu Cię tak długo na blogu nie ma.
    Masz rację, nasze wycieczki na te tereny zawsze są mocno jednokierunkowe- zupełnie nikt nie pamięta, że przecież na tych terenach żyliśmy przecież "wielonarodowo" i to najczęściej zgodnie.
    Haft to bardzo uspakajające zajęcie, coś o tym wiem. Ciekawa jestem bardzo tych wzorów ikon. Lubię ikony, jakoś bardziej mi pasują do wiary niż malarstwo klasyczne.A haftowane ikony to muszą mieć niesamowity urok.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jakoś zapominamy, że nie tylko my tam byliśmy, podobnie jest z wyjazdami na Litwę. Dziwimy się, że ani Litwini, ani Lwowiacy nie przepadają za naszymi wycieczkami. Uczciwie trzeba zauważyć, że gdyby na nasze Ziemie Zachodnie przyjeżdżałyby wycieczki Niemców, pokazujących, co należało do ich dziadów i pradziadów, też patrzylibyśmy na nich krzywo. Myślę, że należy pamiętać o korzeniach, ale dobrze jest patrzeć nieco szerzej na otoczenie.
      Spróbuję zrobić zdjęcia schematów (zeskanować trudniej, bo format A-5) i zamieszczę na blogu. Jak coś Ci się spodoba, na tyle, że zechcesz wyhaftować, pomyślę,jak podzielić się schematem:)). Kiedyś białoruska artystka, hafciarka ikon , opowiadała mi o swojej pracy. Podchodzi do tego, jak do modlitwy. Słuchając jej opowieści, pomyślałam, że w jej przypadku, proces tworzenia,jest przykładem, wspaniałej, jedynej w swoim rodzaju modlitwy. To, jak ze śpiewem "kto śpiewa dwa razy się modli"

      Usuń
    2. Och, to będzie wspaniałe. Bo sam schemat można odbić na ksero powiększając go.
      I wymyśliłam, że można to zrobić wełną na kanwie plastikowej i będzie gotowy obrazek, bez potrzeby oprawiania. Już się cieszę
      Miłego;)

      Usuń
    3. No proszę, dowiedziałam się czegoś nowego. Nie wiedziałam, że jest jakaś plastikowa kanwa:)) Muszę sprawdzić, jak to wygląda:)) Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Fajnie jest, nie mogąc być gdzieś samemu, pooglądać zdjęcia i przeczytać interesujący komentarz. Ja osobiście bardzo jestem ciekawa tego albumu z ikonami. Niby człowiek nie podróżuje, a dzięki takim pasjonatom jak Ty zawsze może dowiedzieć się czegoś fascynującego. Dziękuję za gratisową podróż i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi, że zaciekawiły Cię opowiastki z podróży:). Album zaraz pokażę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń