niedziela, 16 lipca 2017

Różności

Ostatni tydzień spędziłam w Lublinie. Spotkałam się z przyjaciółmi, załatwiłam sprawy urzędowe. Ciągle jeszcze mam tam "jakieś" sprawy:)) Mieszkałam tam całe życie i było dobrze, a teraz po dwóch latach okazuje się, że każdą wizytę przypłacam jakimś uczuleniem. Tak było rok temu, myślałam - przypadek, ale nie! W tym roku było to samo. Rano obudziłam się z uczuciem piasku pod powiekami, oczy czerwone, piekące i tak do końca pobytu. Dodatkowo ból głowy i problemy ciśnieniowe. Wróciłam do Bielska i wyzdrowiałam. Najwyraźniej odwykłam od lubelskiego klimatu. Wychodzi na to, że wystarczyły dwa lata, by mój organizm jasno i dobitnie mówił mi, gdzie moje miejsce:)) 
Niezależnie od tego, zabrałam ze sobą kawałek mojego starego ogrodu.
Ten suchy badylek z jednym listkiem, to winorośl. Rok temu, osobiście przysypałam gałąź ziemią do ukorzenienia, w tym roku zabrałam ze sobą. Wiem, że w najmniej odpowiedniej porze, ale nie byłam pewna, czy jesienią będę w Lublinie, a winorośl chciałam mieć koniecznie. Wg. mnie, to najpyszniejsza z odmian, jaka rośnie w naszym klimacie. Obecny właściciel ogrodu (Ormianin) twierdzi, że smakiem nie odbiega od winogron rosnących w Armenii. Problem w tym, że nie pamiętam, jak nazywała się ta odmiana, dlatego  nie mogłam kupić nowej sadzonki. Teraz latam kilka razy dziennie i sprawdzam, czy nie więdnie. Po tygodniu, od posadzenia, wygląda, że będzie rosła. To niebieskie, to preparat na ślimaki, by dranie nie dobrały się do jedynego listka.

Tu małe drobiazgi, niezbyt skomplikowane.  Praca w sam raz, na upalny dzień, kiedy na nic innego nie ma siły.


Niebezpieczna piękność z mojego ogrodu. 
 W dwóch wersjach: niebieskiej - Aconitum napellus 

białej - Aconitum napellus "Album"

 Rośnie dziko w Europie i Azji. Można go spotkać w Karpatach w wilgotnych cienistych lasach.
Tojad mocny, czasami używa się nazwy ludowej: tojad mordownik i nie ma w tym żadnej przesady. Tojadem mordowano skutecznie i szybko. Zjedzenie niewielkiej ilości surowej rośliny gwarantuje raptowną śmieć w męczarniach. Mitologia grecka podaje, że tojad powstał z trującej śliny psa Cerbera, pilnującego wejścia do świata zmarłych - Hadesu.  Nauka mówi, że odpowiedzialną za jego trujące właściwości jest zawarta w roślinie aconityna. Będąc w Lublinie, czytałam w miejscowej prasie, że w jednym z lasów woj. lubelskiego,pojawił się - tojad mołdawski Aconitum moldavicum, roślina dotąd niespotykana na tych terenach. Jest równie trujący, co wszyscy jej "pobratymcy". 

Dlaczego mam w ogrodzie śmiercionośną piękność? 
 Bo jest piękna, bo wiem, że jest groźna, bo patrzenie nie truje, bo jest wiele innych, równie niebezpiecznych roślin, które miewamy ogrodzie i nie wiemy, że są trujące. Myślę, że niewiedza o tym, co mamy w ogrodzie, jest bardziej niebezpieczna, niż wiedza, że mamy w ogrodzie potencjalne niebezpieczeństwo.

Chyba bardzo groźnie się zrobiło, koniec z tym! Ocieplam nastrój:)) Nie tylko trucizny mam w ogrodzie:)) Znacie to śliczne delikatne pnącze?  To wiciokrzew japoński  "Aureoreticulata"  Kwiatki ma niepozorne - białe, za to ślicznie pachną, liście- sami wiedziecie:)) Krzew jest częściowo zimozielony. W przeciwieństwie do tojadu, wiciokrzew leczy. Ma właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne. Leczy przeziębienie, katar, ból głowy. Podobno może też skutecznie oddziaływać na wirusy grypy .   


Niezależnie od tego, pomaga, czy nie, na pergoli prezentuje się pięknie.
Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mnie i zapraszam częściej:)) A teraz idę sprawdzić, czy moja winorośl nie zwiędła.

8 komentarzy:

  1. Naszyjniki frywolitkowe piękne- takie delikatne!
    Masz rację, często ludzie nie wiedzą co hodują- znam takich, co mieli w ogrodzie pokrzyk wilcza jagoda, a w domu dwójkę małych dzieci.
    A Twój domowy zwierzyniec nie poliże tego preparatu na ślimaki? Bo pewien znajomy pupilek zlizał preparat p. ślimakom i omal nie wyzionął ducha. Wet ratował go kapustą kiszoną i płukaniem żołądka. Nie wiem co prawda, czy to był ten preparat co u Ciebie, ale tak na wszelki wypadek o tym napisałam.
    Wszystkiego miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, w przeważającej większości, moja rodzina to niejdaki i wnuczka i pies. Raczej nie ma szans, by Tofi próbował coś, co nie pachnie ciepłym naleśnikiem, żółtym serem lub dobrym mięsem, taka rozpuszczona gadzina:)). Dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę, na wszelki wypadek będę jednak ostrożna. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Pantofelki matki boskiej, bo tak się u nas tojad nazywa, bardzo lubię. Kiedyś miałam dosyć duże kępy tych ciemnoniebieskich. Potem wyginęły. Napisałam o nich post-może 4 albo 5 lat temu.Piękne frywolitki robisz. Ma rację Anabell- bardzo delikatne.
    Mam wrażenie, że górskie powietrze dobrze wpływa na Twój organizm. Wprawdzie w Bielsku często bywa smog, ale chyba nie dociera on do Twojego domu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, u nas też mówi się na nie pantofelki. Moje jeszcze nie rozrosły się w duży krzak, ale jak chcesz, mogę się podzielić. Frywolitki "wciągnęły" mnie, lubię je robić:)
    Ganutelle odłożyłam bo... rozkładam druciki, koraliki inne błyskotki potrzebne do zrobienia ganutelli i wyobraź sobie, że w to wszystko, wpadają dwie małe sroki-wnuczki. Za późno by schować, a koraliki i druciki są nieodparta pokusą. Próba zabierania kończy się płaczem i smutnymi minami. Cały czas bałam się by młodsza nie zrobiła sobie krzywdy, nie wiem, połknie i zadławi się, wepchnie koralik do nosa itp. Na wszelki wypadek wolałam schować i nie kusić. Poza tym, żadne ganutellowe kwiaty nie mogły się ostać, bo one chcą!!! ni i co? dziecku odmówię:))
    Masz rację, górski klimat dobrze mi robi, przekonałam się o tym. Smog do mnie nie dociera, ja mieszkam wyżej, dzięki czemu cieszę się, w miarę czystym powietrzem.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakże zazdroszczę Ci umiejętności robienia frywolitek(a myślałam, że wyzbyłam się tego zgubnego uczucia dawno temu). Są piękne i nawet kobieta nie nosząca biżuterii, chętnie coś takiego włożyłaby na szyję. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uznanie, miło słyszeć pochwały:))) Czy Ty jesteś "...kobieta nie nosząca biżuterii..." Myślę, że zazdrość nie musi być, jak to nazwałaś -zgubnym uczuciem. Może być konstruktywnym uczuciem, przełożonym w siłę napędowa do nauki czegoś nowego. Ja tak miałam:)) dlatego poświeciłam wiele czasu, aż nauczyłam się supłać frywolitki. Serdeczności.

      Usuń
  5. W Lublinie byłem ho, ho - wieki temu, za głębokiej komuny.. Miałem dziwne uczucie spacerując po niewarszawszkim Krakowskim Przedmieściu.
    Piękny ogród i wyroby!!!

    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha... ja mam dziwne uczucie chodząc po nielubelskim Krakowskiem Przedmieściu. Doskonale Cię rozumiem:)) Podobnie dziwne uczucia mam w sytuacji przejeżdżania przez mosty na rzekach. Wychowałam się nad rzeką graniczną, na której nie ma mostów a rzeka ma tylko jeden dostępny brzeg. Kilka lat temu pisałam o tym w poście "Moje pogranicze - rzeka".
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń