niedziela, 8 stycznia 2017

Świat nie jest taki zły...

Kiepsko sypiam, jak nie śpię, różne myśli pałętają się po głowie. Uzmysłowiłam sobie, że zalewa nas agresja. W czynach, w słowach, często, nawet w spojrzeniach mijanych ludzi. Nie chcę mądrzyć się na temat, skąd to się bierze - nie wiem. A możne wcale nie jest tak źle, jak mi się wydaje? Może częściej, niż bym myślała, doświadczamy dobroci, tylko nie mówimy o tym, co dobrego nas spotkało? Może częściej opowiadamy o złych, niż o dobrych doświadczeniach? Wiem, jak człowieka coś wkurzy, chciałby wykrzyczeć złość i frustrację. Jasne, trzeba o tym mówić, trzeba reagować! Pomyślałam, że dla przeciwwagi, trzeba też mówić o empatii, o dobrych gestach, których doświadczyliśmy od innych. Bo jak nie będziemy o tym mówić,  to będziemy żyli w przeświadczeniu, że zewsząd czai się zło.
Zacznę pierwsza i mam nadzieję, że przyłączycie się do mnie.
Żołnierz
 Rok 1985, dworzec kolejowy w Gdyni, na nim tłum ludzi liczących na to, że wsiądą do pociągu i załapią się na miejsce siedzące. O miejscówkach mowy nie było. Wracamy z koleżanką i naszymi kilkuletnim dziećmi z wczasów rehabilitacyjnych. Przed nami długa całonocna podróż. Ja mam plecak, podręczną torbę przewieszoną przez ramię - czyli mam wolne ręce. Koleżanka ma gorzej - torba w jednej ręce, dziecko w drugiej ręce, brak ręki, na jeszcze jedna mniejszą torbę. Zamieniamy się, daję jej moją podręczną torbę na ramię i biorę jej mniejszą torbę. Tym sposobem, każda z nas ma wolną rękę, by trzymać dziecko. Podjechał pociąg, nie będę opisywała dantejskich scen, jakie odbywały się podczas wsiadania (moje pokolenie z pewnością pamięta). Sukces! jestem w pociągu! Dziecka nie zgubiłam, bagażu nie straciłam. Stoimy z dzieckiem na korytarzu, ściśnięci, jak śledzie w puszcze. Koleżanki nie widzę. Nie mogę się ruszyć z całym bagażem, nie mogę zostawić dziecka i szukać koleżanki. Uświadamiam sobie, że mój sukces za chwilę przerodzi się w koszmar jeżeli ona się nie pojawi, a to dlatego, że: nie mam biletów, nie mam pieniędzy ani dokumentów. Nie mam jedzenia i picia dla dziecka, przed nami cała noc podróży. Wszystko zostało w torbie, którą dałam koleżance. Pociąg ruszył, udało mi się sprawdzić cały wagon, koleżanki nie ma, dalej przejść nie mogę, ponieważ wagony są pozamykane. Zaczyna się jeden wielki koszmar. Ciasno, gorąco, dzieciak płacze, ja bezradna. Obok stoją dwaj żołnierze (jadą na przepustkę, wracają z przepustki, nie wiem) Obserwują nas i nagle jeden z nich proponuje, bym opisała, koleżankę, a on przy następnym postoju wysiądzie, przejdzie do następnego wagonu i będzie jej szukał. Tak też zrobił. Nie było go całe wieki (pociąg pośpieszny, zatrzymywał się z rzadka), ale wrócił i oznajmił, że znalazł ją! Dwa wagony dalej i nawet ma dla mnie miejsce siedzące, tylko podobnie, jak ja, nie mogła zostawić dziecka samego, by mnie odnaleźć. Jest tylko mały problem, pomiędzy mną a nią, znajduje się zamknięty wagon, który trzeba przebiec na następnym postoju i ponownie wsiąść do pociągu. Dla mnie samej - niewykonalne, ale on miał już gotowy plan. Ustawiamy się przy drzwiach, ja biorę dziecko, on moje bagaże i biegniemy do następnego wagonu. W tym czasie, jego kolega, obserwuje nasze poczynania i gdybyśmy nie zdążyli, ma wyrzucić za nami, plecak "mojego" żołnierza. Zdążyliśmy! Zostałam doprowadzona do koleżanki i ulokowana w przedziale. Bardzo byłam mu wdzięczna, Bardzo mu dziękowałam, mówiłam, że nie wiem jak mogę się odwdzięczyć, to, co zrobił, wychodzi daleko poza zwykłą ludzką uprzejmość. Chłopak popatrzył na mnie i powiedział: "Proszę pomóc komuś innemu" Na następnym postoju, wrócił do kolegi. My w komfortowych, jak na tamte czasy warunkach, dojechaliśmy na miejsce. Możecie mi wierzyć, lub nie, ale gest tego żołnierza, wpłynął na całe moje życie. Pamiętam jego słowa, jeżeli potrafię - pomagam. Na podziękowania, odpowiadam: Proszę pomóc komuś innemu. Nauczyłam tych słów mojego syna i mam nadzieję, że często je wypowiada. Piszę o tym, bo...czuję taką potrzebę, by to opowiedzieć. Czasem zastanawiam się kim był ten żołnierz, i mam nadzieję, że ówczesne, jego dobro, wróciło do niego stokrotnie.




4 komentarze:

  1. To znaczy wracałyście z jakiegoś "zakazanego" miejsca- bo ogólnie biorąc miejscówki już wtedy były na wielu trasach. Co prawda często trzeba było wykupić ją miesiąc wcześniej i wystać się dobrze z tego powodu w kolejce.
    Też jestem zdania, że rewanżem za okazaną nam pomoc powinna być pomoc innej, potrzebującej tej pomocy osobie.
    Często myślę, że na całym świecie nastąpił swoisty upadek obyczajów i doszłam do wniosku, że są to skutki uboczne bardzo szybkiego postępu technicznego i technologicznego oraz globalizacji. Już nie potrzebujesz 80 dni by objechać świat dookoła, zrobisz to znacznie szybciej.Postęp techniczny i technologiczny sprawił, że ludzie w wielu miejscach świata znacznie mniej pracują, bo zastąpiły ich przeróżne maszyny.Mniej pracują, ale i mniej zarabiają, a tu powstają wciąż nowe gadżety, które chciałoby się mieć, a nie ma na to pieniędzy bo albo brak pracy albo za mało zarabiamy. I narasta w ludziach frustracja, nakręcają się złe emocje.I jakoś nikt nie potrafi wytłumaczyć ludziom, że choć mogą być równi wobec prawa to nigdy nie będą jednakowi, co sprawia, że będą zawsze ograniczeni swymi osobistymi możliwościami psychicznymi i fizycznymi.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Twoja opinią. Dodatkowo wpadł mi w oczy taki artykuł, wydaje mi się, że to wiele tłumaczy.http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/892103,nasze-dzieci-to-najwieksze-pierdoly-na-swiecie-hodujemy-zombi-ktore-nie-wiedza-kim-sa.html
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam ten koszmar wsiadania do pociągu, ale i do autobusu. Rodzice wpychali nas na siłę, tłum napierał z każdej strony...Moja klaustrofobia miała się wtedy świetnie :/
    Cudowna postawa żołnierza. To bardzo dobrze, że spotkałaś go na swej drodze bo widać, że wpłynął na Twoje późniejsze postępowanie. Takie słowa rzeczywiście warto powtarzać...Wiesz co, aż się wzruszyłam normalnie :D
    Co do artykułu to mogę wystawić język bo z pewnością roztaczam nad dzieciakami większy parasol bezpieczeństwa niż nasi rodzice ale i tak mają stosunkowo dużo swobody w porównaniu z ich rówieśnikami. Nie chucham i nie dmucham ponad miarę, staram się by wiedziały kim są i jakie jest ich miejsce w świecie. Czego mogą dosięgnąć, co zdobyć ale też że za wszystko jest cena. Poza tym podstawowe zasady- nie ma nic gorszego od kłamstwa, staramy się pomagać innym i pilnujemy by ich nie ranić. Zobaczymy co mi z tego chowu wyjdzie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno wychowasz wspaniałych ludzi. Myślę, że jak damy dzieciom poczucie bezpieczeństwa i szacunek, będziemy wyjaśniać powody naszych nakazów i zakazów, będzie dobrze:) Nie ma nic gorszego niż nakaz:nie, bo nie.
    Mam domowy przykład. Mój, wtedy 17-letni syn poinformował, że jedzie do kolegów. Pytanie, gdzie, do kogo? zbył - moja sprawa. Siadłam i spokojnie tłumaczyłam, że nie pytam z ciekawości tylko dla bezpieczeństwa,bo gdyby np. coś bardzo ważnego stało się w domu, gdybym nagle, pilnie potrzebowała jego pomocy, to nie będę wiedziała gdzie go szukać. Jego ewentualną pomoc bardzo podkreślałam, dając mu tym, poczucie, że jest ważny, pomocny itp. Młody zrozumiał i już nigdy nie było problemów z ustaleniem gdzie jest.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń