poniedziałek, 5 czerwca 2017

Puk puk, jest tam kto?

Zniknęłam, miałam sporo różnych problemów i spraw do załatwienia. Od dłuższego czasu było, jak na wzburzonym morzu.  Kiedy myślałam,  że już już jestem na fali, nagle spadałam w dół  "... i znowu składanie życia z codziennego dzień dobry i dobranoc...."
Zaczynam nadrabiać zaległości. Obiecałam Iwonie, zdjęcie obrusa-bieżnika. Wywiązuję się z obietnicy, długo trwało, przepraszam:))


Od ostatniego wpisu, wiele się wydarzyło ale teraz, otwieram drzwi, wychodzę do ludzi...
jeden krok...

 drugi krok...
jestem na zewnątrz.
Zacznę od "wczoraj".  Wczoraj byłam na koncercie  Asamblea Mediterranea  - zespół ze Stuttgartu wykonujący żydowską muzykę aszkenazyjską i sefardyjską. Było wspaniale! Na tę wspaniałość nałożyło się wiele elementów, tworzących jedyny w swoim rodzaju nastrój. Deszcz lał, jak z cebra, zostaliśmy zaproszeni do  domu przedpogrzebowego na bielskim kirkucie. Wewnątrz półmrok oświetlony jedynie świecami, w wielkich dziewięcioramiennych menorach. Pomieszczenie nie ma okien, po obu stronach zostawiono otwarte drzwi, przez które wpada światło. Widać gęstwinę zieleni, słychać szum deszczu i śpiew ptaków. W  półmroku, w nastroju spokoju, ciszy potęgowanej przez deszcz, pojawia się muzyka i śpiew. Piękne kobiece głosy, dopełnione skrzypcami, gitarą, fletem, klarnetem, instrumentami perkusyjnymi... i ten deszcz i ptaki... Mówię Wam, warto było wyjść w burzę, warto było zmoknąć! 

7 komentarzy:

  1. Jestem, jestem. Martwiłam się, czy aby nie jesteś chora, że tak długo milczysz i cieszę się, że już wróciłaś.
    Jak widzę Twój ogród wygląda prześlicznie. A ten bieżnik jest bardzo ciekawy i podoba mi się.
    Mam nadzieję, że już wracasz do blogowania;)
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło:)) Nie, chora nie byłam, ale mam wiekowych rodziców i ich sprawy mnie na tyle obciążyły, że nie miałam sił na inną aktywność. Niestety w opiece nad rodzicami, jestem zdana tylko na siebie. Nie mam rodzeństwa. Bieżnik nie jest moim dziełem, dostałam kiedyś w prezencie od koleżanki. Lubię go, ten kolor bardzo mi odpowiada. Ogród kwitnie, oczywiście będę chwaliła się nim:))) Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko Anabell cieszy się z Twojego powrotu do blogowania. Fantastycznie, że pomimo braku pomocy, poradziłaś sobie z codziennością. Ogród rzeczywiście dech zapiera, a opis koncertu brzmi intrygująco, chociaż z kulturą żydowską nie miałam kontaktu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też cieszę się, że mimo moich zaniedbań, dalej ze mną jesteście:) Ogródek jest maleńki, w porównaniu z ogrodami, które miewałam wcześniej. Nie rozpaczam z tego powodu. Najwyraźniej, na ten etap życia, przeznaczona mi taka przestrzeń i jest ok. Zagospodarowuję, co mi dano, najlepiej, jak umiem. Mimo, że wiele razy miałam ochotę pójść, na jakiś koncert muzyki żydowskiej, jakoś się nie składało. To był mój pierwszy raz:)) Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczułam się w ten nastrój koncertu. Lubię żydowską muzykę. Piękne masz irysy:)Bieżnik śliczny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był mój pierwszy koncert muzyki żydowskiej. Podobało mi się. Irysy są pamiątką z poprzedniego ogrodu i innego życia:)). W tym ogrodzie kwitną po raz pierwszy, czekałam dwa sezony aż zakwitną.

      Usuń