Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodząks. Jan Twardowski
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego...
Śpieszyłam się kochać mojego męża. Śpieszyliśmy się wzajemnie kochać siebie. Myślałam, że mamy przed sobą wspólną starość. Myliłam się, jak bardzo się myliłam.... Obcy głos w telefonie sprawił, że świat wybuchł i przestał istnieć. Nie ma mojego męża, a ja nie wiem jak dalej żyć.
Wraz z Nim pożegnam całe moje szczęście, miłość i radość. Był najlepszą częścią mojego życia.
Nawet nie mam siły zadawać sobie pytania "dlaczego", to inni je zadają. Słyszę wtedy słowa mojego Andrzeja "wszystko jest po coś", ale ja nie wiem, czy to prawda.
Oni mi mówią: masz dla kogo żyć, masz syna, masz wnuczkę, ale czy można żyć bez powietrza....
Minęło trzynaście dni. To już czas przeszły, a dalej... nie wiem....
Tak mi przykro :( Wiem, znam, miałam 36 lat, kiedy mój mąż zmarł :( Na początku jest trudno, nawet bardzo trudno. Z czasem jest spokojniej.Trzymaj się ciepło, wspieram Cię myślami.
OdpowiedzUsuńDziękuję Jaskółko za ciepłe słowa, mnie też jest przykro, ze Ciebie to spotkało.
UsuńWbrew pozorom jest to nadal czas teraźniejszy... Ci, którzy odeszli, żyją w nas i niech to będzie źródło naszej radości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nie znasz mnie , ale bardzo Ci współczuję , to musi być bardzo ciężkie przezycie dla Ciebie , nawet nie umiem sobie tego wyobrazic..
OdpowiedzUsuńOdpowiadam z opóźnieniem, trudno mi się pozbierać. Dziękuję za dobre słowa.
UsuńBardzo mi przykro;(Współczuję
OdpowiedzUsuńWyrazy współczucia przyjmij o demnie.Myślę o tobie ciepło.
OdpowiedzUsuńNa jakiś czas wypadłam z blogowego światu i nie byłam przy Tobie w te ciężkie dni. Wybacz! Kiedy odchodzili moi bliscy, wmawiałam sobie, że im jest już dobrze, oni są już w domu. To ja jestem jeszcze w drodze i dużo muszę wycierpieć, póki do nich dotrę. Ale oni ciężko chorowali i odejście było dla nich zbawieniem. Trudno natomiast wmówić sobie coś takiego, kiedy odchodzi ktoś niespodziewanie i niepotrzebnie. Po ostatnich wpisach widzę, że po cichutku dochodzisz do siebie. Trzymaj się! Myślami będę z Tobą.
OdpowiedzUsuńNie było Cię, miałaś swoje ważne sprawy. Cieszę się, że jesteś teraz:)) dziękuję.
Usuń