środa, 21 listopada 2012

Przeprowadziłam się...

Drugi tydzień "oswajam"  nowe miejsce. Jak tylko lokatorzy oddali mi klucze, zapakowałam do auta składane łóżko, jakieś ubrania na zmianę, Tofiego na smycz i w ten sposób dokonałam zamiany 180 metrów domu na 50 metrów mieszkania. Zawsze byłam zwolenniczką radykalnych rozwiązań, co nie zawsze dobrze mi służyło, czy to rozwiązanie będzie dobre, czas pokaże... Na razie czuję się bezpieczniej. Jedyny problem, to konieczność wyprowadzania psa na spacer. Do tej pory wystarczyło, że otworzyłam drzwi do ogrodu:)
Przez pierwsze dwa dni przyglądałam się mojemu lokum.  Podziwiałam moich sympatycznych lokatorów, którzy nie dość, że zostawili mieszkanie wysprzątane, to zrobili mi niespodziankę i je pomalowali. Niestety, jak to z niespodziankami bywa, czasem są kłopotliwe. Biłam się z myślami - zostawić ściany w dotychczasowej kolorystycze (mocno różowy przedpokój, ciemnożółta sypialnia, cytrynowy duży pokój i żółta kuchnia), czy przejść na kolory mniej optymistyczne.  W końcy zdecydowałam! Wizyta w sklepie budowlanym, robocze ubranie, wałek w rękę i do dzieła. Nie powiem, umordowałam się nieźle, ale jaka satysfakcja...  Dalej jest kolorowo, ale spokojniej: błękitnie, liliowo i biało. Zabawy z wałkiem i drabiną przypłaciłam naciągnięciem mięśni uda i przez kolejne kilka dni byłam unieruchomiona z powodu bólu, przy każdym nawet najmniejszym ruchu. Z trudem wstawałam, by wyprowadzić psa. Jeden wielki koszmar!! Leżałam, płakałam i czułam się kompletnie bezradna. Na szczęście dzisiaj jest już lepiej - mogę siedzieć. Wczoraj uczynni sąsiedzi przewieźli meble, które chciałam zabrać z domu. Nareszcie pożegnałam się ze składanym łóżkiem - jaka przyjemność! :))
To jest pierwszy etap składania życia - zmiana miejsca. Co dalej? czas pokaże...
Teraz czeka mnie jeszcze uporządkowanie domu, zabezpieczenie przed zimą i czekanie na kogoś, kogo to miejsce zauroczy, jak nas i zechce je kupić. Oby jak najszybciej.




 Siedem lat oglądałam ten widok i dopiero tuż przed opuszczeniem domu, zobaczyłam go - jesienny modrzew, czyż nie jest piękny?


Od czegoś trzeba zacząć... może od tego, na czym skończyłam?
Róża. To druga róża, jaką zrobiłam. Tę pierwszą oddałam Mężowi w podróż bez powrotu..., tę drugą zrobiłam sobie.



2 komentarze:

  1. Na pewno szybko znajdziesz kupca, bo dom uroczy i w bardzo ładnym ogrodzie. Nie będę już o nim pisać, żeby Ci smutku nie przydawać. Do wyprowadzania psa się przyzwyczaisz. Po prostu potraktujesz to jak poranny spacer. Ja wyprowadzałam psa 6 lat w bloku z 2 piętra. Jakoś szło :)
    Fajnie, że malowałaś, źle, że z urazami. Mam nadzieję, że wszystko już dobrze. Podsyłam Ci uśmiech, bo słońce u nas się chyba obraziło i chomikuje te swoje ciepłe promyki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za uśmiech, lubię jak ludzie uśmiechają się:))
    Tak już czuję się prawie dobrze. Zdaje się, że pies szybciej przyzwyczaił się do nowego życia niż ja. A może wrócił do swoich wyuczonych wcześniej zasad. Nie znam jego przeszłości - jest ze schroniska, a u mnie od 3 lat. Pięknie chodzi na smyczy, czeka przy drzwiach na założenie obroży i poźniejsze zdjęcie po spacerze. I tak od naszego pierwszego dnia naszego miejskiego. Ja go tego nie uczyłam:))

    OdpowiedzUsuń