Mam wieloletnich znajomych. Z jednymi spotykaliśmy się często i serdecznie, to u nas, to u nich. Z drugimi tylko wtedy, kiedy zapraszaliśmy do siebie. Nagle coś się wydarza, w środku nocy dzwonię do jednych i drugich, mój mąż miał zawał, stan jest ciężki, jest 400km od domu, jestem przerażona. Ci pierwsi mówią "nie martw się wszystko będzie dobrze". Ci drudzy pytają tylko gdzie jestem. W pół godziny są u mnie. Jest druga w nocy. O nic nie pytają tylko działają. Znajomy nie może pojechać ze mną na drugi koniec kraju ale organizuje transport, jego żona pyta gdzie jest garderoba i pakuje mnie na wyjazd. Ja cały czas usiłuję dzwonić do szpitala, ciągle każą mi czekać, bo czynności ratownicze trwają. Kiedy już prawie wsiadam do samochodu, który ma mnie zawieźć do szpitala do męża, dzwoni telefon ze szpitala. Nie udało się..... Moja koleżanka zabiera mi torbę i bez słowa przepakowuje, bo już nie będzie potrzebna piżama, ale to co niezbędne na ostatnią drogę. Zostają w moim domu i wiem, że dpoilnują wszystkiego. W czasie drogi wielkorotnie próbowałam połączyć się z tymi moimi "bliższymi" znajomymi. Potrzebowałam ich, potrzebowałam powiedzieć, co się stało, ale telefon nie odpowiadał. Potem powiedzieli, że jak zadzwoniłam po raz pierwszy, wracali z imprezy, w domu wyłączyli telefony. Rano, jak zobaczyli dwadzieścia nieodebranych połączeń, to domyślili się, że nie jest dobrze i bardzo mi współczują, i oczywiście są do mojej dyspozycji i jeżeli tylko czegoś potrzebuję.... Niczego już nie potrzebowałam.
Minęło pół roku, dalej jedni znajomi bywają u mnie dość często i mówią, że są ze mną. Drudzy moi znajomi byli może trzy razy, kilka razy rozmawialiśmy telefonicznie. Już wiem, że niezależnie o której do nich zadzwonię, to tylko zapytają , gdzie jestem i natychmiast przyjadą. Zresztą to nie był pierwszy raz, kiedy potrafili rzucić wszystkie swoje zajęcia i służyć pomocą. Mogę na nich liczyć w sytuacjach kryzysowych, ale zdarza się, że zawodzą, kiedy sprawa dotyczy zwykłego towarzyskiego spotkania:)). Znaczą dla mnie bardzo dużo, i mam nadzieję, że ja też nie zawiodę, jeżeli będą mnie potrzebowali. Czy to znaczy, że mam przyjaciół na dobre i przyjaciół na złe czasy? Nie! mam znajomych i przyjaciół. Myślę, że termin przyjaciel nie jest synonimem kumpla do zabawy, to coś zupełnie innego.
Jak często mylimy przyjaźń ze zwykłą interesowną znajomością, która funkcjonuje tylko w sytuacjach łatwych, bezstresowych.
Zbliża się wielkanoc, ćwiczę się w woskowych pisankach, zgodnie ze wskazówkami pani Niny i żeby dać coś od siebie, zrobiłam stroik do wielkanocnego koszyczka.
Życzę Tobie szybkiego powrotu do zdrowia i pozdrawiam serdecznie. Tak masz racje "przyjaciół poznaje się w biedzie" tak mówi przysłowie i tak jest, reszta to znajomi.
OdpowiedzUsuńJest już prawie dobrze:)), jeszcze tylko trochę kaszlę. Zgadzam się, przyjaciele, to zupełnie inna kategoria.
UsuńWspaniałe są Twoje prace. Wiesz bardzo dobrze Ciebie rozumiem. U mnie co prawda nie było aż tak ekstremalnie, ale przeżyłam podobną sytuację, gdy mój mąż dostał drgawek i potem okazało się, że to guz w głowie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale przy naszym stole bywa mniej ludzi. Chciałbym mieszkać bliżej Ciebie, bo myślę, że dobrze byśmy się rozumiały. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMiło być chwalonym:), dziękuję:)) To swoje też przeżyłaś... cieszę się, że w Waszym przypadku dobrze się skończyło. Takie sytuacje przewartościowują życie. Nagle okazuje się, że ważne jest całkiem, co innego. Nie kolejny ciuch, kolejny wypad ze znajomymi itp. Ważne, staje się spkojne bycie ze sobą, takie nudne domowe życie. Kurcze, brakuje mi tego...
UsuńOdległość nie zawsze jest przeszkodą, obie na szczęście umiemy pisać:)), ale masz rację fajnie byłoby spotkać się od czasu do czasu. Wszystko przed nami.
Pozdrawiam serdecznie:)
Kiedy umarł mój mąż, zostałam zupełnie sama. Trochę rodzice i rodzeństwo mi pomagali i współczuli, ale moi rodzice tez przeżyli jego śmierć, więc nie bardzo mi mogli pomóc. Rodzeństwo chyba w ogóle nie zdawało sobie sprawy z tego, co oznacza śmierć męża. Tak się złożyło, że i siostra i brat mają swoje połówki, a matka po śmierci ojca nie kojarzył co się stało.Dlatego nie potrafią sobie wyobrazić tego, co można czuć. W nowej szkole uczyłam dopiero 2 rok- też nie miałam zbyt dobrych znajomych, a starzy... no właśnie. Zbyt zajęci swoimi sprawami. Kiedy straciłam w bardzo traumatycznej sytuacji pracę w szkole, żaden z nauczycieli nie stanął w mojej obronie i żaden do tej pory mnie nie odwiedził w domu- od tamtego momentu mija 6 rok. A niektórzy zwali się moimi przyjaciółmi. Od tego czasu wiem, że nie mam i nie będę mieć tzw. przyjaciół a w sytuacjach trudnych muszę sobie radzić sama. Są dzieci i Jaskół i to jest moja opoka:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne Twoje kwiaty:)))
I tego się trzymaj. Obserwuję, pary z mojego kregu znajomych o których myślę, że jedynymi więzami trzymajacymi ich razem jest majątek i nienawiść. Nie potrafię zrozumieć, jak można, mając szczęście bycia razem, zatruwać sobie życie pierdołami typu: "on powiedział..., ona źle spojrzała..."
OdpowiedzUsuńKwiaty mają być upominkiem dla koleżanki. Mam nadzieję, że jej, też będą się podobały.