Zbieram z podłogi klocki rozsypane przez wnuczkę i odnoszę tę czynność do mojej obecnej sytuacji.
Próbuję wyciszyć na chwilę emocje i włączyć rozum. I jak na moment uda mi się ta sztuka, to mówię sobie: jesteś dużą dziewczynką, pozbieraj swoje klocki z podłogi i mimo, że Bóg/los/przeznaczenie, jakkolwiek by to zwać, pozbawiło cię części klocków, to z tego co zostało, chyba da się jeszcze coś zbudować. Możliwe, że będzie to koślawa budowla, ale zacznę układać te cholerne klocki od nowa. Wierzę Wojtkowi, że Raj dalej jest Rajem. Violi i Jaskółce, że potrzeba czasu, by ból złagodniał. W chwilach dominacji rozumu nad emocjami wiem, że nie ja pierwsza i nie ostatnia i wtedy przypomina mi się przysłowie często cytowane przez moją rosyjską przyjaciółkę "iszczi wozmożnosti, nie priczin"
szukaj możliwości, nie przyczyn (z powodu, których nie możesz czegoś zrobić). Napisałam w brzmieniu fonetycznym, bo nie mam pojęcia, gdzie w synowskim komputerze szukać cyrylicy:))
To takie moje pomysły, jak staję obok siebie i patrzę z boku. Obiecuję sobie, że od zaraz zaczynam składać moje klocki w nową budowlę, jeszcze nie wiem, czy wyjdzie z tego dom, czy szopa ale może ważny jest sam proces budowy....
Sama dziwię się temu, co piszę, może fakt, że na kilka dni wyjechałam z domu do Bielska-Białej do syna (wczoraj były drugie urodziny mojej wnuczki) pozwolił mi na inne spojrzenie na rzeczywistość?.