poniedziałek, 28 stycznia 2013

Na przekór zimie

Zimno, bardzo zimno... a u mnie, na przekór porze roku, kosz pełen kwiatów:)).
Z dedykacją wszystkim tęskniącym za ciepłymi promieniami słońca, oraz wszystkim miłośnikom białego szaleństwa - wiem, że tacy są chociaż trudno mi to zrozumieć:))



piątek, 25 stycznia 2013

Ganutellowe przebiśniegi

Śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis L.) Jeden z pierwszych wiosennych kwiatów, w Polsce objęty ochroną gatunkową. 
Zamiast zrywać, spróbowałam odtworzyć je, w mojej ulubionej technice Ganutell. Nie jestem z nich do końca zadowolona, i to z własnego powodu. Nie miałam pod ręką drutu w kolorze srebrnym lub miedzianego, jak sprężynki. Postanowiłam użyć jakiegololwiek sądząc, że przędza go ukryje. Otóż nic z tego! Czerwony drut prześwituje. Szczególnie mocno widać to na fotografiach. I tu moja kolejna lekcja - fotografia pokazuje wszystkie niedoskonałości. Przyjnajmniej, fotografia w moim wykonaniu. Prawdopodobnie osoby bardziej zaprzyjaźnione z aparatem fotograficznym dałyby sobie radę z problemem:))





"Poległam" na czerwonym drucie, to może zrehabilituję się czerwienią w innej postaci:)


To jest pyszny kwas z buraków. Moja rodzina uważa, że ten napój "ma pod sobą " wszystkie inne napoje, a przy tym jakże zdrowy:
  1. Korzystnie wpływa na pracę trzustki i pęcherzyka żółciowego.
  2. Obniża poziom cholesterolu we krwi.
  3. Zawiera niezbędne nam, zwiazki sodu, magnezu, żelaza, wapnia i krzemu.
  4. Zawiera duże ilości fitoestrogenów, które łagodzą dolegliwości wieku przejściowwego.
Słowem -samo zdrowie. Kilka lat temu znalazłam przepis w jakiejś gazecie. Zrobiłam, spróbowałam i od tej pory, jest to stały gość w mojej kuchni, zarówno do picia, jak i baza do barszczu czerwonego.

Robi się tak:
  • 1 kg świeżych buraków
  • 3 kwaśne jabłka
  • 50g rodzynek
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 łyżeczki kminku
  • łyżka cukru
  • skórka razowego chleba
  • łyżka soli
  • 2 litry wody
Obrane buraki i jabłka (jabłka ze skórką) kroję na plasterki, wkładam do dużego naczynia, dodaję wszystkie pozostałe składniki. Zalewam chłodną przegotowaną wodą. Przykrywam ściereczką i odstawiam  na 3-4 dni. Dojrzały kwas ma przyjemny esencjonalny smak. Przecedzam i odstawiam do lodówki.
A potem to już tylko pić i delektować się smakiem - oczywiście dla smakoszy buraków:))





wtorek, 22 stycznia 2013

Sprawdzam, czy umiem....

W niedzielę uczyłam się wstawiać zdjęcia "po nowemu", jak mówiłam, zrobiłam to po omacku, nie bardzo wiedząc, co robię, ale udało się! Zdjęcia znalazły się w oczekiwanym miejscu. Nie byłam pewna, czy następnym razem uda mi się ta sztuka. Jak widać udało się:)

To efekt leniwego niedzielnego wieczoru. Przypomniałam sobie, że na blogu u Judith, widziałam zdjęcia olbrzymich poisencji.  
Oto moja wersja egzotycznych piękności.



Jeszcze pochwalę się:)) Dostałam od przyjaciółki, prawdziwy skarb - piękne jedwabne nici.  Ona ma je od swojej mamy. Podobno przelażały na dnie szafy kilkadziesiąt lat. Mam zrobić z nich użytek, chociaz jeszcze nie wiem, co to będzie. Nici są piękne, cieniutkie jak pajęczyna, miękkie, połyskliwe, jak to jedwab:))










niedziela, 20 stycznia 2013

Krokusy

Dawno nie pokazywałam nowych zdjęć. Wczoraj chciałam to zrobić, a tu niespodzianka! Coś się zmieniło i nie mogłam wstawić zdjęć w dotychczasowy sposób. Niestety moja umiejętność obsługi komputera nie wychodzi poza podstawowe czynności, ale zawzięłam się i oto efekt! Uczciwie przyznam, zrobiłam to po omacku i wcale nie jestem pewna, czy ta sztuka uda mi się po raz drugi.

Teraz pytanie retoryczne. Poprzedni sposób wstawiania zdjęć, bezpośrednio z dysku własnego komputera, był prosty, zrozumiały i wygodny. Komu to przeszkadzało...?

Z tęsknoty za wiosną, zrobiłam krokusy, cały bukiecik:))



Kwiatki, zrobiłam w dwóch technikach. Kiedyś chyba o tym pisałam, że w technice Ganutell, rozróżnia się dwie formy: ganutell i ganutell mola. Te dwa fioletowe kwiatki, uformowane na sprężynce, to tzw. ganutell mola. Pozostałe, formowane z nici skręconej z drucikiem, to ganutell. Wg. mnie,  mola - jest łatwiejszy, ganutell - trudniejszy w wykonaniu, ale daje znacznie większe możliwości  formowania kształtów.

A tu, jeszcze ostatni świąteczny akcent. W tym roku nie miałam w domu choinki. Kupowanie, ustawianie i ubieranie choinki, to była ulubiona praca męża. Jego nie ma, choinki też nie było (nie dlatego, że nie umiałabym zrobić tego sama...). Jedynym świątecznym akcentem, była ta bąbka, zawieszona na ramieniu świecznika.
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie, mimo słabej ostatnio aktywności:))
Serdecznie Was pozdrawiam i uśmiecham się  o zaglądanie do mnie i oczywiście o komentowanie:)))

Pytanie

Czy ktoś wie dlaczego nie mogę wstawić fotografii z własnego komputera?
W opcji: Wybierz plik zginęła mi możliwość przeglądania zawartości pulpitu.
Mogę jedynie wybrać możliwość:

sobota, 19 stycznia 2013

Nie może być łatwo...

Z założenia miał to być blog o Ganutell. Miałam tu prezentować moje skromne poczynania w tej dziedzinie.
Pewnie, tak było, gdyby nie moja osobista tragedia.  Muszę załatwić sprawy związane ze spadkiem. I tu okazało się, że do tej pory żyłam w nieświadomości, co znaczy być petentem w urzędzie. Nie nie mam nic do urzędników, jako takich. Natomiast poziom skomplikowania procedur rzuca mnie na kolana. Ot taki sobie przykład. Potrzebuję wypisu z rejestru gruntów:
  1. Biuro obsługi klientów - stoję w kolejce z wnioskiem.
  2. Składam wniosek - mam zgłosić się za tydzień za pokoju na 3 piętrze.
  3. Za tydzień, wspinam się na 3 piętro - dostaję kwit do kasy.
  4. Idę do kasy - kasa w sąsiednim budynku. Stoję w kolejce ok. 15 min.
  5. Wracam na 3 piętro (bez windy) z opłaconym kwitem.
  6. Czekam jeszcze 20 min i nareszcie! Dostaję upragniony wypis z rejestru gruntów.
Takich pielgrzymek do kasy i z powrotem odbyłam już sporo. Zadziwiające, że w każdym urzędzie procedura jest podobna. W niektórych, było nawet gorzej. Aby opłacić stosowne zaświadczenie, musiałam gonić, do ściśle określonego banku, kilka ulic  dalej. Trudne jest życie petenta w naszych nowoczesnych urzędach, które podobno robią wszystko, by ułatwić i przyśpieszyć załatwienie  spraw obywateli. :)))))
W każdym razie, po miesiącu biegania, gromadzenia niezbędnych dokumentów, już byłam pewna, że tylko wizyta u notariusza i  procedura działu spadku zostanie zakończona, ale nie, nie może być tak prosto.
Kubeł zimniej wody na głowę. W księdze wieczystej nieruchomości widnieje ostrzeżenie, że zapisy księgi  są niezgodnie ze stanem faktycznym.  O co chodzi? ano o to, że urząd administracji publicznej od 10 miesięcy nie złożył wniosku o ujawnienie w księdzie wieczystej faktu, przejęcia z urzędu, na rzecz Skarbu Państwa  0, 0003ha mojej działki. Przepis stanowi, że czynność ta, winna być wykonana niezwłocznie. Upłyneło 10 miesiący, ale cóż to wobec wieczności.... urząd ma czas. Dla mnie oznacza to, że dopóki ksiąga wieczysta nie zostanie uporządkowana, ja jestem ograniczona w swoim prawie własności i nie mogę dokonać żadnej czynności prawnej na własnej nieruchomości. Urząd nie wie, kiedy tego dokona. Na razie, na ten cel, nie ma  wolnych środków (kwota ok. 300/400zł),  poza tym, teraz załatwiane sprawy z 2009r, a moja jest z roku 2012,więc o co chodzi !? Czy to nazywa się arogancją władzy?
W tej sytuacji, mam trzy możliwości:
  • zrobić awanturę w Urzędzie - już zrobiłam:),
  • napisać skargę na bezczynność i opieszałość urzędników - wiem co mi odpiszą (sama swojego czasu zajmowałam się załatwianiem skarg w moim miejscu pracy),
  • zaskarżyć sprawę do sądu - pewno bym wygrała, ale potrwa to kilka miesięcy jeśli nie dłużej.
Tak, czy inaczej, pozostaje mi tylko usiąść, uspokoić się i nie tracić energii nadaremno:)





wtorek, 1 stycznia 2013

Moje pogranicze - Boże Narodzenie

Tegoroczne święta spędziłam w rodzinnych stronach.  To miejsce, o którym myślę - czas się zatrzymał, zmieniają się tylko pory roku.  Dobrze, że jest..., potrzebuję tego.
Moje Pogranicze jest niezmienne, dalej mam ten sam widok z okna, (już go Wam pokazywałam w letniej odsłonie w poście  Moje pogranicze- świt), zimą wygląda tak:
                                       
Zimowy wschód słońca

Zamarznięta rzeka
 Majaczące w oddali, ośnieżone dachy, to białoruska wieś


Wiejska droga

Pół wieku temu, a może nawet więcej, ta droga, wyglądała tak samo. Z całą pewnością w IX wieku stał  drewniany spichlerz, widoczny po prawej stronie, stał też drewniany dom, którego kawałeczek widać po lewej.  
Jeszcze jedna rzecz, która na moim pograniczu jest niezmienna, przynajmniej dotąd, dopóki żyją moi rodzice i chwała im za to.
Tym czymś, jest kisiel z kaszy gryczanej. Tradycyjna potrawa wigilijna przygotowywana tylko na Polesiu. Proces przygotowywania, od wieków, odbywa się tak samo. Jedynym ukłonem w stronę nowoczesności, jest zamiana starej, ręcznej maszynki do mielenia mięsa, na elektryczną:))

Aby ugotować wigilijny kisiel, trzeba zabrać się do tego, co najmniej trzy dni wcześniej.
Najpierw należy zalać kaszę gryczaną ciepłą wodą, dodać do tego kawałek suchego razowego chleba i pozostawić  dobę w ciepłym miejscu, na co najmniej (najlepszym miejscem jest kąt przy gorącym kaflowym piecu:)).

 
Następnie, napęczniałą kaszę, należy zmielić w maszynce do mięsa,
półpłynną masę, pracowicie przecedzić przez sito, przelewając wodą.

Powstałe "mleczko gryczane", wlać do garnka i postawić na ogniu.
Trzeba cały czas mieszać, aby nie przywarło do dna i nie przypaliło się
Po uzyskaniu konsystencji gęstego budyniu,

przelać do naczyń i pozostawić do ostygnięcia

Potem już tylko pokroić na kawałki, posolić, okrasić pysznym olejem rzepakowym lub lnianym, kupionym na targu z domowej wytłaczarni i można zaczynać wigilijną kolację.

Wiem, wiem... czysta egzotyka i wygląd taki sobie, ale bez kisielu wigilia się nie liczy:) Jestem fanką tej potrawy, chyba ostatnią z rodu, bo następne pokolenie czyli mój syn, patrzy z dezaprobatą, jak z rodzicami zajadamy się kisielem. 

Zimowy świąteczny poranek

Z pewnością Wy też macie swoje ulubione potrawy wigilijne, podzielcie się opowieściami o nich.
Pozdrawiam wszystkich gorąco i oczekuję Waszych komentarzy.