niedziela, 25 czerwca 2017

Bazar

Lubię bazary, szczególnie te wschodnie, gdzie można znaleźć wszystko:) Kochałam też warszawski bazar na na stadionie, jak mieszkałam w Warszawie, często tam bywałam. Niekoniecznie, by kupować, lubię atmosferę bazaru. Teraz piękny mamy stadion, ale bazaru żal:))) W obecnym miejscu zamieszkania, w kwestii bazarowej, wielkiego wyboru nie mam - targ dwa razy w tygodniu, ale i tam można spotkać coś ciekawego, np. piękną serwetę haftowaną na siatce filetowej. Serweta jest spora 100x100cm, śnieżnobiała, wykrochmalona i kosztowała tylko 30 zł,  to bezcen, pracy wymagała mnóstwo. Nie targowałam się:)  

 Podoba mi się haft na siatce. Kilka lat temu kupiłam narzędzia do filetu,  ale  technika okazała się dla mnie za trudna. Po kilku nieudanych próbach rzuciłam w kąt. Ta serweta bardzo mnie zmobilizowała. Zaparłam się, odnalazłam moje narzędzia (na szczęście nie wyrzuciłam podczas przeprowadzki). Spędziłam mnóstwo czasu na studiowaniu książkowego opisu, wykonywania siatek filetowych, jeszcze więcej godzin i dni na oglądaniu filmików, starych rybaków wykonujących sieci (tak, tak, to ta sama technika) i nareszcie jest! Moja pierwsza siatka, krzywa, nieporadna ale zrozumiałam jak to się robi, jestem z niej bardzo dumna:))

 Tutaj druga siatka w przygotowywaniu, powinna być lepsza. Trening czyni mistrzem:))

Jeszcze trochę ogrodowych zaległości, już przekwitły, ale nie było okazji, by pokazać.

 
 
Irysy, przywiezione ze starego ogrodu. Trudno aklimatyzowały się w nowym miejscu, czekałam dwa lata aż zakwitną.

Liliowce, Pozostałość po poprzednich właścicielach - jeden z niewielu pachnących liliowców. Pomiędzy nimi, dziko rosnące dzwonki rozpierzchłe (campanula patula) śliczne delikatne kwiatki, które pojawiają się w ogrodzie to tu, to tam...nie wyrywam ich, ładne są:).

 Kosaćce żółte (Iris pseudacorus), u mnie w ogrodzie ale to pospolita roślina, występująca w Polsce na podmokłych bagiennych łąkach. W przeszłości, wysuszonych kwiatów, używano do barwienia papieru i skór.  

 Mój ulubiony mak wschodni, pięknie tu rośnie.

niedziela, 18 czerwca 2017

Hrabiowskie tulipany




Dlaczego hrabiowskie?  

W ubiegłym roku, opowiadałam o nich , ale okazuje się opowieść była niepełna. Oczywiście moja wina, nie dopytałam mojej wiekowej mamy o szczegóły. W tym roku, wyszła mama do ogrodu i wróciła ze słowami "...no chyba uda się uratować hrabiowskie tulipany, aż trzy kwitną, a w zeszłym roku, był tylko jeden".  Zastrzygłam uszami:), dlaczego hrabiowskie? Wcześniej wiedziałam, że mama dostała je sąsiadki. Teraz znam całą historię. W młodości babka Pawlina (jak nazywa ją moja mama) służyła w hrabiowskim pałacu w Różance i właśnie z pałacowych ogrodów przyniosła do swojego ogródka cebulki tulipanów. Całe życie chlubiła się nimi i niechętnie się dzieliła cebulkami. Długo myślałam o opowieści mamy. Pałac nie istnieje. Został zniszczony przez wojska rosyjskie w sierpniu 1915 r i nigdy nie został odbudowany. Jako dziecko bawiłam się w jego ruinach, biegaliśmy po parku, zimą zjeżdżaliśmy na sankach, zrywaliśmy przemarznięte owoce berberysu. Do dziś pamiętam ten lekko kwaskowy smak. W byłej dworskiej oficynie mieszkały moje szkolne koleżanki. Chodziłam do biblioteki, urządzonej w dawnej tzw. rządówce - budynku zarządcy majątku. Teraz tego też już nie ma. Oficyna popadła w kompletną ruinę, bez dachu i części ścian. Przykry widok. Nie mogę wyjść ze zdumienia, że z całego ogromnego założenia pałacowego nie przetrwało nic, co wydawało się solidne i trwałe, a w wiejskim ogródku panny służącej przetrwały delikatne tulipany.  Taki sobie chichot historii:)) 

Może to właśnie na tym klombie rosły moje "hrabiowskie tulipany"?  link,  tam też więcej o pałacu i jego historii. 

Jeszcze o roślinach, Hierochloe odorata, łacińskie terminy bywają bardzo poetyczne:)), mówiąc "po naszemu"- turówka wonna. Na pierwszy rzut oka wygląda, jak perz, jak ucieknie z przeznaczonego miejsca w ogrodzie, tylko wprawne oko odróżni ją od perzu. Nie da się tego zrobić po zapachu gdyż, świeże liście nie pachną. Mocny, przyjemny zapach wydzielają suche rośliny. Pachnie, słodko, korzennie trochę wanilią, trochę anyżem, to kumaryna zawarta w roślinie tak pachnie. Wbrew nazwie, żubry jej nie jedzą, jest ostra i twarda. Wszyscy wiedzą, że z trawy żubrowej (turówki) robi się żubrówkę ale zapewniam Was, sprawdza się też w innych kuchennych pomysłach. Kawałek liścia dodany do gulaszu lub pieczeni, daje potrawie egzotyczny zapach i smak. Warto spróbować:))

To moje ogrodowe zbiory i mimo, że nie mam w ogrodzie żubra, trawa żubrowa rośnie bardzo dobrze i ciągle ucieka z wyznaczonego miejsca. 

Zrobiłam długi wstęp, a teraz do rzeczy. Jak widzicie zebrałam, (diabeł mnie pdkusił:)), wysuszyłam i przyszło zastanowienia, ale po co Ci tyle? Dałam miejscowym znajomym, reszty szkoda wyrzucić...., może ktoś chce? Chętnie podzielę się.







poniedziałek, 5 czerwca 2017

Puk puk, jest tam kto?

Zniknęłam, miałam sporo różnych problemów i spraw do załatwienia. Od dłuższego czasu było, jak na wzburzonym morzu.  Kiedy myślałam,  że już już jestem na fali, nagle spadałam w dół  "... i znowu składanie życia z codziennego dzień dobry i dobranoc...."
Zaczynam nadrabiać zaległości. Obiecałam Iwonie, zdjęcie obrusa-bieżnika. Wywiązuję się z obietnicy, długo trwało, przepraszam:))


Od ostatniego wpisu, wiele się wydarzyło ale teraz, otwieram drzwi, wychodzę do ludzi...
jeden krok...

 drugi krok...
jestem na zewnątrz.
Zacznę od "wczoraj".  Wczoraj byłam na koncercie  Asamblea Mediterranea  - zespół ze Stuttgartu wykonujący żydowską muzykę aszkenazyjską i sefardyjską. Było wspaniale! Na tę wspaniałość nałożyło się wiele elementów, tworzących jedyny w swoim rodzaju nastrój. Deszcz lał, jak z cebra, zostaliśmy zaproszeni do  domu przedpogrzebowego na bielskim kirkucie. Wewnątrz półmrok oświetlony jedynie świecami, w wielkich dziewięcioramiennych menorach. Pomieszczenie nie ma okien, po obu stronach zostawiono otwarte drzwi, przez które wpada światło. Widać gęstwinę zieleni, słychać szum deszczu i śpiew ptaków. W  półmroku, w nastroju spokoju, ciszy potęgowanej przez deszcz, pojawia się muzyka i śpiew. Piękne kobiece głosy, dopełnione skrzypcami, gitarą, fletem, klarnetem, instrumentami perkusyjnymi... i ten deszcz i ptaki... Mówię Wam, warto było wyjść w burzę, warto było zmoknąć!