sobota, 5 października 2013

Podróż c.d.


Następny etap podróży: Kijów -Symferopol i kolejna noc w pociągu. W odróżnieniu od polskich, w ukraińskich pociągach sypialnych nie ma podziału na przedziały męskie i żeńskie. Za to, są pociągi  o różnych standardach, ja poznałam trzy wersje.  Wg. mnie, różnią się jedynie ilością osób w przedziale. Poza tym, przynajmniej w tych, którymi ja podróżowałam, nie zauważyłam znaczących różnic. Bilety kolejowe są imienne. Przed wejściem do wagonu,  należy okazać bilet i dowód tożsamości.  
W przedziałach znajdują się zwinięte w rulon materace i poduszka. Obsługa  przynosi pościel zafoliowaną w takich opakowaniach.
W worku znajduje się poszewka na poduszkę, dwa prześcieradła, ręcznik i w przypadku pociągu klasy LUX,  dodatkowo: paczka chusteczek higienicznych, chusteczka nawilżana i czyścik do butów. 
Ten etap podróży odbyłam pociągiem  klasy LUX - dwie osoby w przedziale. Tym razem trafiłam na starszego pana (starszego niż ja:)), jadącego do sanatorium.  


Trochę gapiłam się przez okno, ale jeśli, ktoś spodziewa się zobaczyć urokliwe wsie i miasteczka, to raczej nie w tej części Europy, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Gdzieniegdzie widać nowe zabudowania, jednak w większości przypadków, widzi się stare, zdewastowane budynki, ale najczęstszym widokiem są szpalery krzaków i drzew, rosnące wzdłuż torów, skutecznie zasłaniające widok.

Kolejna kolacja w pociągu (jeszcze polskie - domowe kanapki), herbata zamówiona u prowadnika  i spać:))
Tym razem, miałam miejsce na górze.
.
 Mniej więcej godzinę przed dojazdem do celu podróży, obsługa wagonu informuje o tym. Jest to czas, na poranną toaletę. W przeciwieństwie do naszych pociągów, tam nie zdarzyło mi się, by zabrakło wody w toalecie, czy umywalce:)). 
Szybka poranna kawa w pociągu, i miły gest mojego towarzysza podróży.  Wstałam, by odnieść szklankę, a pan grzecznie wyjął mi ją z ręki, stwierdzając, że nie uchodzi, by  w jego obecności kobieta nosiła naczynia i zrobił to sam. Ech! stara, dobra szkoła:)))
W miłej, pełnej kurtuazji atmosferze, wjechaliśmy na dworzec w Symferopolu. Tam czekała na mnie, moja rosyjska znajoma.


Niestety, Symferopol widziałam jedynie, przebiegając z dworca PKP na dworzec autobusowy, czyli... nic nie widziałam. Dworce sąsiadują ze sobą.
Kolejna przesiadka, tym razem do autobusu - jak widać relacji Symferopol-Sewastopol. Teraz już wiem, że mogłam pociągiem dojechać aż do Sewastopola i tam spotkać się ze znajomą. Nie wiem dlaczego nie umówiłyśmy się na spotkanie w Sewastopolu.

Od tego momentu, cała reszta była już czystą improwizacją :)))
Moje wyobrażenia na temat dojazdu i pobytu w Łaspi, z każda chwilą rozpływały się, jak sen jaki złoty :)))
 
W autobusie, trafiło mi się najlepsze miejsce, z najlepszym widokiem:) chociaż robienie zdjęć okazało się jak dla mnie nie lada wyzwaniem. Zanim ustawiłam się z aparatem, to piękny widok był już za nami:))

 Pan kierowca, sądząc po urodzie - Tatar

 Wjeżdżamy do Sewastopola

 Z okna autobusu, zobaczyłam kawałek portu w Sewastopolu.
Aby dojechać do miejsca docelowego, czyli  Łaspi, jeszcze raz zmieniałyśmy środek lokomocji. tzn. myślałam, że to ostatnia przesiadka, ale.... W każdym razie, od Symferopola nie byłam zdana tylko na siebie. Było nas już cztery:  nasza najmłodsza wczasowiczka miała dwa latka:)). Przeurocze dziecko o imieniu Marija czyli Masza, Maszeńka. Bardzo szybko nauczyła się, że nie jest Masza tylko Marysia:))). To zdumiewające, jak taki mały człowieczek błyskawicznie uczy się nowych słów. Jestem przekonana, że gdybym pobyła tam miesiąc i  mówiła do niej tylko po polsku, mała bez problemu posługiwałaby się dwoma językami.

Sewastopol w pobliżu dworca  autobusowego. Tutaj czekał na nas , znajomy moich towarzyszek, z samochodem osobowym.

Ostatnie zakupy. Tam, gdzie jedziemy, jest tylko morze, góry, las, a najbliższy sklep - pół godziny marszu pod górę. Wszystko, czyli: my cztery, nasze bagaże i kosz żywności, zostało zapakowane do samochodu osobowego, zaprzyjaźnionego pana, który " na chwilę wyrwał" się z pracy, by nas zawieźć. Tj. 40 km do Łaspi i 40 km z powrotem.
Jedziemy, upchane między bagaże, z torbami na kolanach, ale jedziemy, a krajobraz coraz piękniejszy:))

Nie, nie, to nie koniec naszej podróży:)) To tylko kolejna przesiadka.... Pan, który "wyskoczył" z pracy, musiał pilnie wracać, ale zanim wrócił, zorganizował nam kolejną podwodę. Właśnie jesteśmy przepakowywane do następnego auta.

 
Mężczyźni noszą bagaże, a my wybieramy winogrona u sprzedawcy stojącego przy szosie. 

 To już ostatnia przesiadka, stąd już tylko trzy kilometry do celu. Zaczynają się cudne krymskie góry, jałowcowy las, zapach jałowca i morza. Mogłabym zostać tam na zawsze:)))
cdn. 

A to? jeszcze nie wiem, co z tego będzie:) To mój krymski zawrót głowy:))) Haftowany koszyczek z kwiatami ganutell. Haft leżał kilka miesięcy i jakoś nie mogłam dokończyć.Ostatecznie, zamiast dokończyć, wymyśliłam, że zrobię z tego, coś w rodzaju koszyczka z kwiatami. Docelowo chcę oprawić to w ramkę. Patrzę i nie jestem przekonana do tego pomysłu. Chyba ta praca, trochę poczeka na ukończenie:)




poniedziałek, 30 września 2013

Już jestem:)) !

Było fajnie, ale powroty też mają swoje dobre strony:)) 
Mam w głowie tyle wrażeń, emocji i obrazów (obrazy częściowo zamknięte w aparacie fotograficznym).
Nie wiem od czego zacząć, to.... zacznę od początku:))

W oczekiwaniu na pociąg relacji Warszawa-Kijów.
W przeciwieństwie do mnie, bagaże nie zdradzają oznak niepokoju:)) Ja targana skrajnymi emocjami: od samouwielbienia własnej odwagi, przedsiębiorczości i ciekawości świata, do głębokich stanów lękowych i samokrytyki na temat własnej głupoty (kto mądry, pcha się samotnie w dzikie pola?) Co chwila powtarzałam sobie:  "co, tam... jest ryzyko, jest zabawa"  i z tymi myślami, o godz. 18.30 wsiadłam  do pociągu.
W podróży, czułam się trochę jak paczka, przekazywana z rąk do rak. Na każdym etapie podróży, ktoś na mnie czekał.
Na tym etapie podróży, w przedziałach sypialnych - 3 osobowych, obowiązuje podział na miejsca żeńskie i męskie. Moje towarzyszki podróży okazały się bardzo miłymi, kontaktowymi osobami. Obie panie były bardzo bezpośrednie, z mety przeszłyśmy na "po imieniu" :))  Miałyśmy przed sobą całą noc i zamiast spać, prawie ją przegadałyśmy.  Starsza pani  Ludmiła - Ukrainka wracająca od córki, od wielu lat mieszkającej w Warszawie. Trochę nam "matkowała", podpowiadając, jak rozłożyć spanie, gdzie upchnąć bagaże itp. Druga towarzyszka,  Anna - młoda Rosjanka, wracała do Moskwy z prywatnej wycieczki po Polsce (nie tylko ja, funduję sobie samotne podróże). Okazała się wspaniałą gawędziarką. Odwiedziła chyba pół świata, więc z ciekawością słuchałam jej opowiadań. Najbardziej zdumiało mnie to, co mówiła o Moskwie. Wg. niej, nie jest to miasto, w którym można normalnie żyć. Zatłoczone, drogie, z fatalną żywnością. Z racji wykonywanego zawodu (mówiła, że jest projektantką odzieży i stylistką), zwraca uwagę na wygląd ulicy (mam na myśli ubiór przechodniów), jak mówiła, w Moskwie  większość kobiet ubiera się dość niezobowiązująco i najczęściej noszą sportowe obuwie. Wynika to z konieczności, chodniki są tak nierówne, że wysokie obcasy grożą połamaniem nóg :).  W Polsce, w miastach, widziała więcej kobiet na wysokich obcasach,  za to Kijów, to prawie wybieg dla modelek. Też to zauważyłam, niebotyczne obcasy są na porządku dziennym. Śmiała się, że na wyjazd do Polski wzięła kilka sukienek, ale stylistyka rosyjska i polska nieco odbiegają od siebie i  nie odważyła się ich założyć. Jak określiła, czułaby się zbyt strojnie. Dwa tygodnie pobytu w Polsce było dla niej czasem totalnego luzu w ubiorze tj. spodnie, t-shirt i sportowe obuwie.  Od niej dowiedziałam się, że w Rosji bardzo dużym uznaniem cieszy się nasza odzież dziecięca. To samo potwierdziło się też na Ukrainie ale o tym później:). Tutaj dał znać o sobie mój patriotyzm, poczułam prawie dumna z naszego przemysłu :)).  Prawie cała noc minęła nam na rozmowie przy herbacie.

Herbatę/kawę,  można zamówić u kierownika wagonu tzw. prowadnika. Kosztuje 4 hrywny to ok. 1,60 zł.
Podawana jest wedle zwyczaju, w szklankach ze stylowymi uchwytami, ale z ukłonem w stronę nowoczesności. To, co widać w szklance jest  saszetką z herbatą ekspresową, to takie dwa w jednym. Saszetka jest z dość sztywnej, perforowanej (co widać) folii aluminiowej i z powodzeniem służy również za łyżeczkę do mieszania cukru.
Już na samym początku wyprawy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. W pewnym momencie Anna umilkła, wyciągnęła notes i zaczęła coś pilnie notować. Po chwili otrzymałam kartkę z pełnymi namiarami tj. adres, telefon, e-mail, skype i serdeczne zaproszenie do Rosji. Zostałam kompletnie zaskoczona, a miło mi się zrobiło, jak nie wiem co:)). Nie wiem, czy kiedykolwiek tam pojadę, ale na pewno postaram się podtrzymać znajomość.
O 9.30 czasu ukraińskiego, wysiadłam na dworcu w Kijowie. Miałam kilka godzin przerwy, za mało :( ale kilka obrazów udało mi się zatrzymać.

Cerkiewne kopuły urzekły mnie, każda jest inna i każda piękna.

 To mnie zaskoczyło, cerkiew XXI wieku.

Dwa rzuty oka na nową część miasta


"Mobi kofi" - kawa na wynos (pyszna) takie mobilne kawiarnie można spotkać prawie na każdym rogu .

 Zegar przy Placu Niepodległości. W nocy, zegar jest podświetlany i wygląda przepięknie. 

Kilka obrazków z bajkowego świata. Jest to tzw. park widokowy, gdzie młodzi artyści wykonali rzeźby przedstawiające postaci z bajek,  tu księżniczka na ziarnku grochu.

 Kamienne pieski i  kość

Ławeczka z latającym dywanem. Ławeczka stoi na wzgórzu, a w dole widać, wydawałoby się pięknie odnowione stare kamienice.



Ciekawość tego miejsca powiodła mnie w dół schodami , które trzymają się, chyba tylko "siłą woli" :)))

 A tam.... bajkowe kamieniczki. Jak mi powiedziano, nie jest to piękny przykład renowacji starych kamieniczek, ale piękny przykład nowego budownictwa wbrew zasadom. Całe osiedle składające się z kilkudziesięciu budynków w podobnym stylu zostało wybudowane 2 lata temu. Podobno bez  wymaganych
zezwoleń

.


Idę sobie, idę i nagle na tyłach starego domu handlowego, spotykam jedno z moich ulubionych miejsc - bazar.  Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam bazary :))
 


Jedna z ładniejszych stacji metra, o ile mnie pamięć nie myli, stacja nosi nazwę "Teatralna"


Ot, takie sobie samochody, stojące przed domem:))


Trochę starego i trochę bardzo nowego w tle.

Tu widok z centrum miasta. Ten czerwony pas na budynku oznacza sieć barów szybkiej obsługi o nazwie  "Pyzata chata"  to też moje "ulubione" miejsce, a tam szczególnie: wareniki z wyszniamy (pierogi z wiśniami), ach mówię Wam - pycha!!


Wnętrze pyzatej chaty. Zaraz przy wejściu znajdują się umywalki, gdzie można umyć ręce i przejść dalej. Dotychczas nie spotkałam takiego rozwiązania. Uważam to za genialny pomysł  
 


Wybór potraw jest bardzo duży: przekąski, kilka rodzajów zup, dania mięsne, rybne, warzywne, kilka rodzajów pierogów, naleśniki, mięsa i kiełbasy z grilla, ciasta, kawa, napoje. Myślę, ze każdy znajdzie tam coś dla siebie. 


Pyzate chaty z zewnątrz mogą wyglądać różnie,ale wnętrze zawsze jest podobne.

To już koniec mojej kijowskiej wycieczki. Tu jestem odwożona na dworzec kolejowy. Prosto przede mną budynek dworca. 





Wnętrze dworca, robione w biegu, bo przez korki na ulicach, ledwo, ledwo zdążyłam na pociąg:))

 

Tak zaczął się kolejny etap podróży :)))). Kijów - Symferopol. 
 




wtorek, 10 września 2013

Moja wielka podróż

Kochani, jeszcze nie wiem, czy to, co robię jest wyrazem głupoty, czy... sama nie wiem:))

Po dniach rozpatrywania za i przeciw, zdecydowałam, że nie mam co czekać aż ktoś się mną "zaopiekuje" i zawiezie tam gdzie ja chcę, a nie tam, gdzie jest oferta biura podróży.  Wsiadam dzisiaj po południu do pociągu i jadę na Krym. W Kijowie mam przesiadkę i kilka godzin wolnego, to połażę sobie po mieście. Rano 12 września będę w Symferopolu i mam nadzieję, że będą na mnie czekali na dworcu, bo jak nie, to będę musiała sama zorganizować sobie nocleg. Docelowo mam wylądować w  Łaspi i jeszcze raz Łaspi.
Trzymajcie za mnie kciuki, żebym szczęśliwie dojechała i wróciła:)) Jak szczęśliwie wrócę, z mojej samodzielnej podróży w nieznane, opowiem, jak było.

Na razie, przesyłam Wam kochani bukiet jesiennych kwiatów

Nie wiem, kiedy wrócę, bo tylko czas wyjazdu mam określony,  reszta zależy od moich pomysłów i wolnych miejsc w pociągu.