Kiepsko sypiam, jak nie śpię, różne myśli pałętają się po głowie. Uzmysłowiłam sobie, że zalewa nas agresja. W czynach, w słowach, często, nawet w spojrzeniach mijanych ludzi. Nie chcę mądrzyć się na temat, skąd to się bierze - nie wiem. A możne wcale nie jest tak źle, jak mi się wydaje? Może częściej, niż bym myślała, doświadczamy dobroci, tylko nie mówimy o tym, co dobrego nas spotkało? Może częściej opowiadamy o złych, niż o dobrych doświadczeniach? Wiem, jak człowieka coś wkurzy, chciałby wykrzyczeć złość i frustrację. Jasne, trzeba o tym mówić, trzeba reagować! Pomyślałam, że dla przeciwwagi, trzeba też mówić o empatii, o dobrych gestach, których doświadczyliśmy od innych. Bo jak nie będziemy o tym mówić, to będziemy żyli w przeświadczeniu, że zewsząd czai się zło.
Zacznę pierwsza i mam nadzieję, że przyłączycie się do mnie.
Żołnierz
Rok 1985, dworzec kolejowy w Gdyni, na nim tłum ludzi liczących na to, że wsiądą do pociągu i załapią się na miejsce siedzące. O miejscówkach mowy nie było. Wracamy z koleżanką i naszymi kilkuletnim dziećmi z wczasów rehabilitacyjnych. Przed nami długa całonocna podróż. Ja mam plecak, podręczną torbę przewieszoną przez ramię - czyli mam wolne ręce. Koleżanka ma gorzej - torba w jednej ręce, dziecko w drugiej ręce, brak ręki, na jeszcze jedna mniejszą torbę. Zamieniamy się, daję jej moją podręczną torbę na ramię i biorę jej mniejszą torbę. Tym sposobem, każda z nas ma wolną rękę, by trzymać dziecko. Podjechał pociąg, nie będę opisywała dantejskich scen, jakie odbywały się podczas wsiadania (moje pokolenie z pewnością pamięta). Sukces! jestem w pociągu! Dziecka nie zgubiłam, bagażu nie straciłam. Stoimy z dzieckiem na korytarzu, ściśnięci, jak śledzie w puszcze. Koleżanki nie widzę. Nie mogę się ruszyć z całym bagażem, nie mogę zostawić dziecka i szukać koleżanki. Uświadamiam sobie, że mój sukces za chwilę przerodzi się w koszmar jeżeli ona się nie pojawi, a to dlatego, że: nie mam biletów, nie mam pieniędzy ani dokumentów. Nie mam jedzenia i picia dla dziecka, przed nami cała noc podróży. Wszystko zostało w torbie, którą dałam koleżance. Pociąg ruszył, udało mi się sprawdzić cały wagon, koleżanki nie ma, dalej przejść nie mogę, ponieważ wagony są pozamykane. Zaczyna się jeden wielki koszmar. Ciasno, gorąco, dzieciak płacze, ja bezradna. Obok stoją dwaj żołnierze (jadą na przepustkę, wracają z przepustki, nie wiem) Obserwują nas i nagle jeden z nich proponuje, bym opisała, koleżankę, a on przy następnym postoju wysiądzie, przejdzie do następnego wagonu i będzie jej szukał. Tak też zrobił. Nie było go całe wieki (pociąg pośpieszny, zatrzymywał się z rzadka), ale wrócił i oznajmił, że znalazł ją! Dwa wagony dalej i nawet ma dla mnie miejsce siedzące, tylko podobnie, jak ja, nie mogła zostawić dziecka samego, by mnie odnaleźć. Jest tylko mały problem, pomiędzy mną a nią, znajduje się zamknięty wagon, który trzeba przebiec na następnym postoju i ponownie wsiąść do pociągu. Dla mnie samej - niewykonalne, ale on miał już gotowy plan. Ustawiamy się przy drzwiach, ja biorę dziecko, on moje bagaże i biegniemy do następnego wagonu. W tym czasie, jego kolega, obserwuje nasze poczynania i gdybyśmy nie zdążyli, ma wyrzucić za nami, plecak "mojego" żołnierza. Zdążyliśmy! Zostałam doprowadzona do koleżanki i ulokowana w przedziale. Bardzo byłam mu wdzięczna, Bardzo mu dziękowałam, mówiłam, że nie wiem jak mogę się odwdzięczyć, to, co zrobił, wychodzi daleko poza zwykłą ludzką uprzejmość. Chłopak popatrzył na mnie i powiedział: "Proszę pomóc komuś innemu" Na następnym postoju, wrócił do kolegi. My w komfortowych, jak na tamte czasy warunkach, dojechaliśmy na miejsce. Możecie mi wierzyć, lub nie, ale gest tego żołnierza, wpłynął na całe moje życie. Pamiętam jego słowa, jeżeli potrafię - pomagam. Na podziękowania, odpowiadam: Proszę pomóc komuś innemu. Nauczyłam tych słów mojego syna i mam nadzieję, że często je wypowiada. Piszę o tym, bo...czuję taką potrzebę, by to opowiedzieć. Czasem zastanawiam się kim był ten żołnierz, i mam nadzieję, że ówczesne, jego dobro, wróciło do niego stokrotnie.
niedziela, 8 stycznia 2017
poniedziałek, 2 stycznia 2017
Zapach lata
Zimno, ciemno, deszczowo, słowem jedno wielkie nieszczęście.... Wtedy wyciągam garnek, wlewam wodę, czekam aż się zagotuje, wsypuję garść lipowych kwiatów i po chwili.... uwalnia się lato. Nalewam pełną szklankę (szklankę, żeby było widać kolor, złoty, jak letnie słońce) w całym pomieszczeniu unosi się miodowo-lipowy zapach. Jak zamknę oczy, mogę wyobrazić sobie upalny dzień, słychać nawet bzyczenie pszczół latających wśród lipowych kwiatów. Grzeję dłonie od szklanki, popijam lipową herbatkę, chłonę jej aromat i robi mi się błogo. I cieszę się, że latem nazrywałam kwiatów lipy, bo tylko taka herbata, ma ten niepowtarzalny zapach.
Lipa (Tilia) ,drzewo długowieczne, pono najstarszy, polski okaz lipy drobnolistnej rośnie w Cielętmikach i ma ponad 500 lat. Niestety podobno ostatnio jest zagrożona z powodu obgryzania jej przez pielgrzymów, wierzących, że gryzienie jej kory, pomaga na ból zębów. Dla naszych przodków , drzewo święte, leczyło chorych, chroniło od złych mocy. Było natchnieniem poetów. Przynosiło spokój i ukojenie, zapewniało spokojny sen dzieciom (stąd lipowe kołyski) i sen wieczny.....
środa, 28 grudnia 2016
Kuchnia
Bardzo dawno mnie nie było. Zaniedbałam wszystkich znajomych, nie złożyłam życzeń, nie wysłałam podarków, nie.....
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to: na własne życzenie - dom w ruinie. Koniec prac nastąpił w piątek, na tydzień przed świętami.
Stara kuchnia nie była zła, ale....
To, mój powrót do przeszłości. Identyczną majolikę, miałam w kuchni mojego "rajskiego domu". Bardzo mi się podobała, lubiłam dotykać jej gładkiej błyszczącej powierzchni. Podobała mi się do tego stopnia, że wyprowadzając się, zabrałam niewykorzystane płytki i dotargałam je aż tu. Ot tak, na pamiątkę po mojej ulubionej kuchni. Przyznaję, tęskniłam za tamtą kuchnią. Kojarzyła mi się ze spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Jak przypadkiem, zobaczyłam w sklepie "moją" majolikę, wiadomo było, że muszę ją mieć. Co prawda czekałam chyba ze trzy tygodnie (bo na zamówienie) ale mam. Atmosfery tamtej kuchni już nie odnajdę, ale kolory tak. Chociaż, pierwszego dnia, jak posprzątałam, stanęłam przy kuchence, podniosłam głowę i przez ułamek sekundy poczułam się jakbym przeniosła się w czasie do starego domu i mojego utraconego życia. To był ułamek sekundy. Zabrakło mi tchu i ten ucisk w gardle... Przestraszyłam się, że popełniłam błąd, że teraz, za każdym razem, jak tu wejdę, będę się tak czuła. Ale nie, to był tylko ten pierwszy moment. Strach minął, pozostało coś nieuchwytnego, nie wiem jak to nazwać - wrażenie, że jest, jakaś ciągłość, coś pozostało niezmienne, jak kolory w mojej kuchni.
Tu kawałeczek starej kuchni. Przy, tym kolorze płytek, nawet kogucik jest smutny.
wtorek, 25 października 2016
Drobiazgi
To moje nowe zachwycenie - frywolitki. Znalazłam w internecie piękne, białe tulipany. Patrzyłam, patrzyłam, im dłużej patrzyłam, tym bardziej mi się podobały:)).
Moje próby frywolitkowych kwiatów:)
poniedziałek, 17 października 2016
Serduszko
Odłożyłam na bliżej nieokreśloną przyszłość ganutellowe kwiaty, ale robić coś muszę! Wymyśliłam, że poćwiczę się we frywolitce. Miały być tylko kolczyki, wg. schematu znalezionego w internecie, ale jak wyjmowałam czółenka, z pudełka wypadło zielone serduszko. Trzeba było znaleźć mu jakieś przeznaczenie. Tak, wyszedł mały komplecik.
poniedziałek, 10 października 2016
Jesień - piękniejsze oblicze
Spotkałam Jesień, nie szukałam jej, sama przyszła. Chyba wie, że za nią nie przepadam, ponieważ ciągnie za sobą zimę. Dlatego, głęboko schowała, wszystkie swoje paskudne zagrywki, jak: krótkie dnie, zimny wiatr, ciężkie ołowiane chmury pełne deszczu ze śniegiem. Kusiła mnie łagodnością, dmuchała ciepłym wietrzykiem, świeciła łagodnym słońcem, obiecywała jeszcze więcej, jak tylko wyjdę z domu. Zaufałam jej, wyszłam, poszłam prosto przed siebie. Dobrze zrobiłam, jesień nie kłamała:)), To jej piękniejsza wersja:
Otworzyłam drzwi, a ona, rzuciła mi pod nogi klonowy liść. Pomyślałam, jaki ładny. Wracając ze szkoły, zbierałyśmy liście, zasuszałyśmy w książkach, a na przerwach sprawdzałyśmy, kto ma ładniejsze. Schyliłam się po niego:)).

Podniosłam głowę, a ona (ta Jesień), miga mi czymś czerwonym w oddali. Poszłam sprawdzić, co ona tam ma? No tak, dzikie wino oplątało drzewo.
Idąc za jesienią, zawędrowałam na Dębowiec, a tam wielu, którzy dali się jej skusić.
Miałam wypić w schronisku, tylko herbatę ale kusicielka, podsunęła mi pod nos, pierogi z jagodami. No kto by się oparł?
Zamachała do mnie żółtym liściem, popatrzyłam w tę stronę,

Brr... zrobiło się jakoś strasznie, pomyślałam o Neronie, trucicielce Lokuście i ich ofierze niewygodnym, przyrodnim bracie Nerona - Brytaniku. Otruto go wywarem z belladonny.
Idę dalej, ale dalej nie jest lepiej. Naparstnica (Digitalis purpurea) - kolejna trucicielka, może cię zabić, możne cię wyleczyć. Ta piękność zawiera glikozydy. W odpowiednim stężeniu, wspomagają serce, przedawkowane - zatrzymują serce. Jesień chyba mnie nie lubi. Niby pokazuje, co ma pięknego, ale cały czas mówi: "Uważaj! Nie będziesz ostrożna - będziesz miała poważne kłopoty". Czyli coś w rodzaju: podziwiaj mnie, ale mnie nie dotykaj. Na szczęście, rozumiem ostrzeżenia i bardzo ich przestrzegam.
Jest! znalazłam coś, co mnie nie otruje. Nawet więcej, wyleczy i wyżywi gdyby zaszła taka potrzeba.
To łopian. Nasiona w zaschniętych kwiatostanach są przysmakiem szczygłów. Nie widzę ich tu. Czy w górach są szczygły? Łopian jest rośliną leczniczą, wspomaga leczenie wielu chorób. Ogonki liściowe i korzenie są jadalne. Można jeść na surowo, można kisić. W Japonii, Chinach, na Jawie uprawiany jest jako warzywo. Nareszcie coś bezpiecznego.
Na pożegnanie, Jesień pomachała mi przekwitłą gałązką dziurawca. Prawda, że ładny?
Jesień... pokazała mi swoją piękniejszą stronę. Chociaż ciągle groziła mi utratą życia. gdybym była nieuważna:)) Nie jest jednak, taka zła, pomachała dziurawcem, dając do zrozumienia: "uspokój się nic ci nie zrobię":))
Dlaczego tak myślę? To proste. Dziurawiec jest rośliną leczniczą. Jednym z jego zastosowań jest działanie uspokajające i przeciwdepresyjne. Pomaga na wyczerpanie nerwowe, a to mi potrzebne po początkowej dawce niebezpiecznych piękności:))
Uff! wyczerpana po takiej dawce atrakcji, na wszelki wypadek z góry zjechałam kolejką linową. a nuż Jesień czyhała na mnie z kolejnymi trującymi niespodziankami. Lepiej nie kusić losu:)
Kochani, wszystkim potrzebującym uspokojenia i wyciszenia, też macham na pożegnanie, gałązką dziurawca:))
Otworzyłam drzwi, a ona, rzuciła mi pod nogi klonowy liść. Pomyślałam, jaki ładny. Wracając ze szkoły, zbierałyśmy liście, zasuszałyśmy w książkach, a na przerwach sprawdzałyśmy, kto ma ładniejsze. Schyliłam się po niego:)).
Podniosłam głowę, a ona (ta Jesień), miga mi czymś czerwonym w oddali. Poszłam sprawdzić, co ona tam ma? No tak, dzikie wino oplątało drzewo.
Miałam wypić w schronisku, tylko herbatę ale kusicielka, podsunęła mi pod nos, pierogi z jagodami. No kto by się oparł?
Zamachała do mnie żółtym liściem, popatrzyłam w tę stronę,
a ona: "chodź, nie chcesz zobaczyć, co jest za zakrętem"? Chciałam...
Za zakrętem, pędy przekwitłej naparstnicy. Na pewno była śliczna, jak kwitła, cóż... jesień już nie kwitnie.
a to? chyba goryczka, też już przekwitła - szkoda.
Kolejne żółte liście, tym razem buczyna
To ładne drzewo, gładka, szara kora pnia, trudno pomylić z innym drzewem.
Miałam już wracać. Drzewa, jak drzewa, kwiaty przekwitły. Czas wracać, szlak prowadzi dalej, czy na pewno chcę tam iść? Stoję i łamię się. Słyszę, jak Jesień szeleści opadłymi liśćmi: "no chodź! nie łam się, coś ci jeszcze pokażę. mam jeszcze kilka niespodzianek. No nie daj się prosić. Napasłaś się pierogami, trzeba je spalić". Podła, pierogi będzie mi wymawiała! Ale ma rację, trzeba je spalić. No to idę!
Za następnym zakrętem, tuż przy ścieżce. Co to? Podejdę bliżej. Tak, już wiem! Nie dam się zwieść biedronce, nie będę dotykała. Ma piękną łacińską nazwę Atropa belladonna. Grecka bogini przeznaczenia nosiła imię Atropos. Od niej zależała długość ludzkiego życia. Belladonna - piękna pani. To jedna z najbardziej jadowitych roślin na świecie. Piękna, niebezpieczna, cała składa się z atropiny, w takim stężeniu, że zjedzenie kilkunastu jagód, przyprawia dorosłego człowieka o śmierć. Nawet liście są trujące. Można tylko patrzeć i podziwiać. Mam nadzieję, że biedronka też o tym wie:)
Brr... zrobiło się jakoś strasznie, pomyślałam o Neronie, trucicielce Lokuście i ich ofierze niewygodnym, przyrodnim bracie Nerona - Brytaniku. Otruto go wywarem z belladonny.
Idę dalej, ale dalej nie jest lepiej. Naparstnica (Digitalis purpurea) - kolejna trucicielka, może cię zabić, możne cię wyleczyć. Ta piękność zawiera glikozydy. W odpowiednim stężeniu, wspomagają serce, przedawkowane - zatrzymują serce. Jesień chyba mnie nie lubi. Niby pokazuje, co ma pięknego, ale cały czas mówi: "Uważaj! Nie będziesz ostrożna - będziesz miała poważne kłopoty". Czyli coś w rodzaju: podziwiaj mnie, ale mnie nie dotykaj. Na szczęście, rozumiem ostrzeżenia i bardzo ich przestrzegam.
Młoda naparstnica, w przyszłym roku zakwitnie
Uciekam stąd! Może dalej będzie lepiej? Między krzakami widzę coś niebieskiego!
Jest pięknie, ale nie jest lepiej! To Goryczka trojeściowa (Gentiana asclepiadea) Jej liście zawierają gencjopikrynę,a korzenie gencjaninę i gencjanidynę. Dalej to samo: "Patrz! nie dotykaj, a już na pewno nie jedz!"
Trafiła mi się jakaś ścieżka przetrwania! Czy tu wszystko jest takie niebezpieczne?Jest! znalazłam coś, co mnie nie otruje. Nawet więcej, wyleczy i wyżywi gdyby zaszła taka potrzeba.
To łopian. Nasiona w zaschniętych kwiatostanach są przysmakiem szczygłów. Nie widzę ich tu. Czy w górach są szczygły? Łopian jest rośliną leczniczą, wspomaga leczenie wielu chorób. Ogonki liściowe i korzenie są jadalne. Można jeść na surowo, można kisić. W Japonii, Chinach, na Jawie uprawiany jest jako warzywo. Nareszcie coś bezpiecznego.
Podbudowana myślą, że Jesień może nie ma wobec mnie całkiem złych zamiarów, idę dalej. Dalej było już tylko lepiej. Najwyraźniej, Pani Jesień uznała, że wystarczająco mnie wystraszyła,
Złagodniała, pokazała mi ostatnią w tym sezonie borówkę czarną (Vaccinium myrtillus), w moich stronach zwaną jagodą. Kolejna, co nie otruje, a nakarmi i wyleczy w razie potrzeby:))
Najciekawsze, było na końcu. Orzeszki buków. Nigdy nie widziałam ich na żywo. Jakie ładne!
Jesień... pokazała mi swoją piękniejszą stronę. Chociaż ciągle groziła mi utratą życia. gdybym była nieuważna:)) Nie jest jednak, taka zła, pomachała dziurawcem, dając do zrozumienia: "uspokój się nic ci nie zrobię":))
Dlaczego tak myślę? To proste. Dziurawiec jest rośliną leczniczą. Jednym z jego zastosowań jest działanie uspokajające i przeciwdepresyjne. Pomaga na wyczerpanie nerwowe, a to mi potrzebne po początkowej dawce niebezpiecznych piękności:))
Uff! wyczerpana po takiej dawce atrakcji, na wszelki wypadek z góry zjechałam kolejką linową. a nuż Jesień czyhała na mnie z kolejnymi trującymi niespodziankami. Lepiej nie kusić losu:)
Kochani, wszystkim potrzebującym uspokojenia i wyciszenia, też macham na pożegnanie, gałązką dziurawca:))
niedziela, 2 października 2016
Postanowienia
Muszę się zreorganizować. Ostatnio wszystko mi się rozłazi. Niby coś robię, ale ....ani za mną ani przede mną. Poczta nie czytana, kontakty z ludźmi zaniedbane, blog leży odłogiem. Tak nie może być!
Postanawiam: śniadanie, pies, poczta, zaprzyjaźnione blogi, mój blog. Potem cała reszta aktywności.
Czy zrealizuję? :)) Lao-Tzu powiedział:
Postanawiam: śniadanie, pies, poczta, zaprzyjaźnione blogi, mój blog. Potem cała reszta aktywności.
Czy zrealizuję? :)) Lao-Tzu powiedział:
Panowanie nad innymi to siła. Panowanie nad samym sobą to prawdziwa moc.
Boję się, że nie ma we mnie mocy, ale spróbować nie zaszkodzi :)).
To tyle niedzielnych postanowień.Podążając wytyczonym kierunkiem, po chyba 10 latach, skończyłam ptaszki, które kiedyś mnie zauroczyły. Teraz wydaję się nieco naiwne, ale Małej bardzo się spodobały. Będzie z tego poduszka do pokoju Małej.
Tu, coś na prośbę przyjaciółki. Pozostało tylko oprawić, ma wisieć w formie powitania.
Tu, coś na prośbę przyjaciółki. Pozostało tylko oprawić, ma wisieć w formie powitania.
Pozdrawiam Was ciepło i słonecznie. Teraz korzystając z pięknego dnia, wybieram się najpierw do Cygańskiego Lasu, a potem na Kozią Górę. Fajne nazwy mają w moim nowym miejscu zamieszkania:))
Subskrybuj:
Posty (Atom)