niedziela, 14 kwietnia 2013

Czas na broszki

Chyba znudziły mi się kwiaty do wazonu, bo z przyjemnością robię broszki. Niby też kwiaty, ale nieco inaczej się je robi:). Kolejna czerwona (bo akurat miałam przygotowaną metalonić w tym kolorze).
Od razu przyznaję, że nie jest to mój pomysł. Wzór znalazłam w sieci, ale niestety nie zapisałam adresu strony :(

 Przyjaźń
Jakoś tak się składa, że w naszej rodzinie zwierzęta są parami. W poprzednim poście była Dana - jamniczka i Sonia- kotka. Niestety były to zdjęcia archiwalne. Obie odeszły do Krainy Wiecznych Łowów, spędziwszy z nami kilkanaście lat. Po dwóch smutnych rozstaniach w odstępie kilkumiesięcznym, zarzekałam się "żadnych wiecej zwierząt" , ale wytrzymałam pół roku i pojawił się Tofi (z sierocińca czyli schroniska), a zaraz za nim ta szara śpioszka.

Śpij spokojnie, ja pilnuję
Bardzo długo śpi, a ja się nudzę

Obudzić ją?




czwartek, 11 kwietnia 2013

Broszka


Jeszcze przed świętami, dzieląc czas pomiędzy ukochane ganutelle, a nieodpartą chęcią posiadania poduszki z dziecięcych marzeń, zrobiłam broszkę.
Niestety mam tylko takie zdjęcie, robione w biegu, bo nowa właścicielka prawie wyrwała ją spod aparatu. Nie wiem, czy tak jej się podobała, czy perspektywa nocnego spaceru po mieście, w przypadku ucieczki ostatniego autobusu spowodowała ten pośpiech. Oczywiście wolę brać po uwagę jedynie tę pierwszą możliwość:)).



Macie już dość zimy? Ja też, ale jeszcze na pożegnanie....



Scenki z domowego życia:)
Co ona tu robi, niech się wynosi, to mój fotel...

Fotela nie oddam. Mój ci on jest

niedziela, 7 kwietnia 2013

Pokusa

Wróciłam..., tęskniłam za Wami:)), zastanawiałam się, co nowego na Waszych blogach. Poczytałam sobie:)

Święta zimowe, inne niż dotychczas zapamiętane. Były troche wesołe, trochę smutne i nostalgiczne.
W kościele, w oczekiwaniu na poświęcenie przyniesionych pokarmów, przypomniała mi się historia sprzed kiludziesięciu lat. Teraz, do kościoła przyjechałam samochodem, ale kilkadziesiąt lat temu, chodziło się na piechotę. Miałam wtedy może 10-12 lat, razem ze starszą koleżanką, zostałyśmy wysłane do kościoła ze święconką. Widzę to jak dziś: dwie nieduże dziewczynki maszerują przez wieś z koszyczkami przystrojonmi zielonymi gałązkami bukszpanu, przykrytymi białymi serwetkami.  W koszyczkach same smakołyki: słodkie cukrowe baranki, jaja, malutkie chlebki, zwane u nas paschą, pachnąca domowa kiełbasa. Wszystko takie pyszne, ale niedostępne aż do niedzielnego poranka. Droga do kościoła to, jakieś 40 min. marszu w jedną stronę. Wystarczająco daleko, by bardzo zgłodnieć, a jeszcze trzeba wrócić do domu. Zapewniam, miałyśmy szczerą chęć doniesienia do domu koszyczków z pełną zawartością, ale nasz głód  i zapachy wydobywające się z koszyczków (szczególnie ta kiełbasa:)) okazały się zbyt wielką pokusą. W połowie drogi znajdował się cmentarz, a obok dziki sad. Usiadłyśmy w tym sadzie. Miałyśmy spróbować tylko kawałeczek kiełbaski... Do domu, doniosłyśmy: jaja, sól, pieprz i zielone gałązki bukszpanu. Wszystko pięknie przykryte białą serwetką. Na szczęście nasi rodzice byli wyrozumiali:)))

Przez czas mojej tu nieobecności, nie próżnowałam. To już prawie cała róża. Jest dużo mniejsza niż sobie wyobrażałam, ale mam pewien pomysł. Zobaczę, co z tego wyjdzie i niezależnie od efektu pokażę, te moje pierwsze koślawe krzyżyki.

czwartek, 28 marca 2013

Krzyżykowy drugi krok:)




Kochani, przyjmijcie, proszę moje najserdeczniejsze, płynące z głebi serca życzenia świąteczne. Życzę Wam świąt spędzonych w towarzystwie bliskich ludzi. Niech te święta będą czasem spędzonym w taki sposób, jaki sobie wymarzyliście, bez stresu, tęskonoty i smutków. Wszystkich Was ściskam i obiecuję, że w czasie składania życzeń przy światecznym stole moich rodziców, pomyślę ciepło o Was wszystkich.



Teraz kolejna relacja z krzyżykowania
Na początek wylazła ze mnie sknera:)), wymyśliłam, że podzielę mulinę na pół tzn. na 3 niteczki. Wyszyłam w ten sposób kawałek różanego płatka (na zdjęciu) i stwierdziłam, że chyba źle, ponieważ prześwituje kanwa. Dalej wyszywam już całą nicią nie dzieląc jej. Teraz za to, robótka jest taka zbita i sztywna, czy tak ma być?



Kwiatek wyszyłam, ale jeszcze dużo muszę się nauczyć:))  W połowie wyszywania wiedziałam, że moje "dzieło" będzie dalekie od oryginału.... problem w tym, że moja róża zajmuje niewielką część powierzchni przyszłego jaśka, a w oryginale stanowi prawie jedną trzecią powierzchni. Co jest? Wyszywali grubszymi nićmi? To i kanwa musiała być zupełnie inna? 


Po wyszyciu całej róży, w zasadzie nie widać tego kawałka wyszywanego cieńszą nicią. Jeszcze tylko listki i jeden pączek i co dalej? Czy pozostałą część kanwy też trzeba zakrzyżykować? Czy można zostawić?


Dziękuję wszystkim za komentarze, rady i kibicowanie:)) Wszystkie uwagi czytam z przejęciem. Cieszę się na każdorazowe spotkanie z Wami i kto wie, może wirtualne spotkania, kiedyś będzie można uzupełnić o spotkanie w realu?:)).
Do spotkania po świętach.



wtorek, 26 marca 2013

Krzyżykowe pierwsze kroki

Pamiętacie? odgrażałam się, że będziecie świadkami moich zmagań z krzyżykami, w dążeniu do spełnienia dziecięcych fascynacji.
To zaczynamy:))
Wiadomo, że jak wymyśliłam, to nie mogłam czekać, musiałam natychmiast!!
Wiem... już doczytałam i inne blogowiczki mówiły o rozliczeniu wzoru itd... Na razie poszłam na żywioł:)) Na wszelki wypadek wzięłam dużo większy kawałek kanwy - żeby wszystko się zmieściło.  Pomyślałam, najpierw wyszyję, potem przytnę do odpowiednich rozmiarów. Powiecie, że zaczęłam od d.... strony, wyszystko prawda:)), ale ten pierwszy raz, chyba mogę - nie? Na razie praca sprawia mi ogromną frajdę, chociaż myślałam, że robi się szybciej...

Teraz ostatnie w tym roku jajeczka.
Wracając z poczty zajrzałam do sklepu ogrodniczego, zobaczyłam szalony żółty koszyczek, oklejony puchem. Wyglądał słodko, więc nie oparłam się. Tym bardziej, że kosztował tylko dwa złote:))
Z pokorą (jak trzeba posypię głowę popiołem), przyjmę wszelkie uwagi na temat mojego krzyżykowego dzieła:)) 

czwartek, 21 marca 2013

Od myśli do czynu


Kochane, jesteście niezawodne!  Dziękuję za podpowiedzi, gdzie szukać "moich" jasków z dzieciństwa.  Spędziłam dzisiaj trochę czasu w sieci, przejrzałam oferty sklepów internetowych,  "Chomika", zajrzałam na jakieś forum hafciarskie i mam!!! Trafiłam na link, gdzie znalazłam dziesiątki wzrów i schematów to tu. Jest ich tam tak dużo, że naprawdę trudno było mi się zdecydować:)  Znalazłam również, te pamiętane z dzieciństwa. Oczywiście, ze mną nie jest łatwo, mnie samej ze sobą też, więc i tym razem nie poszłam na łatwiznę i czepiłam się wzoru bez schematu. Wcale nie jestem pewna, czy dam siobie z tym radę, ale co tam.... jest ryzyko jest zabwa:)).  Szybki wydruk i z kartką w ręku pognałam do pasmanterii. Z miłą panią sprzedawczynią, dopasowałyśmy "na oko",  kolory do obrazka. Jeszcze słuszny kawałek kanwy tudzież igły do haftu (nawet nie wiedziałam, że są specjalne) i kilka wskazówek od sprzedawczyni. Następnie chwila prawdy przy kasie:))) i mogłam wracać do domu urzeczywistniać marzenia.

Od tego momentu, kochane, będziecie świadkami mojego zmagania się z igłą i nitką:))

Tak powinna wyglądać poduszka, a jak będzie wyglądała, tego nie wie nikt....

http://www.facebook.com/#!/photo.php?fbid=500739666650886&set=a.207754359282753.50530.206955772695945&type=1&theater

 
 Tak na marginesie. Uświadomiłam sobie, że hafciarstwo nie jest najtańszym sposobem na spędzanie wolnego czasu.
 

środa, 20 marca 2013

Wspomnienie


Zajrzałam na facebook w trafiłam na wyszywany jasiek. Od razu przypomniało mi się dzieciństwo z okresu przedszkolnego lub wczesnoszkolnego. W zimowe wieczory rodzice często chodzili do zaprzyjaźnionych sąsiadów na tzw. wieczorki. Zazwyczaj zbierały się dwie, trzy rodziny. Panowie grali w karty, panie przynosiły swoje robótki ręczne, a dzieci (było nas zazwyczaj pięcioro) bawiły się. Pamiętam taką zabawę, która rozśmieszała nas do łez. Nazywała się "Pomidor". Polegała na tym, że na każde pytanie, trzeba było odpowiadać "pomidor". To były zamierzchłe czasy, jeszcze sprzed ery telewizorów i komputerów:)). Do dzisiaj pamiętam skrzypiący pod butami, roziskrzony księżycową poświatą śnieg. Do sąsiadów szło się nie dłużej niż 10 minut, ale dla mnie, małego dziecka, była to wielka nocna wyprawa. Jak już wspomniałam, panie przynosiły robótki, jedna z nich wyszywała krzyżykami, między innymi poszewki na jaśki. Zazwyczaj był to motyw róż lub maków na tyle duży, że prawie w całości pokrywał powierzchnię poduszeczki. O ile pamiętam, tło było ciemne, brązowe lub czarne i te, ostre barwy kwiatów na ciemnym tle, zachwycały mnie. Moja mama niestety nie wyszywała, dlatego z zazdrością patrzyłam na poduszki w domu sąsiadki. Fotografia znaleziona w internecie obudziła wspomnienia, bo to, prawie jasiek z mojego dzieciństwa:)) Kurczę! nie bardzo umiem krzyżykować, ale właśnie postanowiłam, że spełnię swoje dziecięce marzenie i zrobię sobie taki jasiek.  Jeszcze nie wiem skąd wezmę wzór, ale poszukam..... Dziewczyny, a może któraś widziała takie wzory, to bardzo proszę o wskazówki.


Zrobiłam kwiat.
Miał być jeden, na długiej łodydze i koniecznie fioletowy.
Ma 65cm wysokości, 11cm średnicy i jest fioletowy. Chyba wywiązałam się z zadania:)), co Wy na to?