niedziela, 9 marca 2014

Mój portret

Muszę, muszę się tym pochwalić:)))  W prezencie urodzinowym, otrzymałam swój portret, własnoręcznie wykonany przez moją 3,5 letnią wnuczkę. Jestem w towarzystwie mojej wnusi i psa. Oczywiście, nie macie wątpliwości, że ta zielona piękność, to właśnie ja w całej okazałości:)).  Odnajduję uderzające podobieństwo:))




 To nie wszystkie prezenty, dostałam jeszcze takie cuda! To Janeczka zrobiła mi niespodziankę. Kartka i przepiękna bransoletka. Zdjęcia nie oddają całego jej blasku i delikatności.  Nie mam pojęcia skąd wiedziała, kiedy mam urodziny. 


 


 Janeczko, bardzo, ale to bardzo dziękuję. Wczoraj, przez cały dzień paradowałam w tej pięknej bransoletce i każdemu podtykałam pod nos do podziwiania :)).

 Wyszłam dzisiaj do ogrodu i pędem wróciłam po aparat. Przebiśniegi zakwitły już kilka dni temu, ale dzisiaj....przyszła do mnie prawdziwa wiosna pod postacią pierwszej biedronki. Siedzi na moich ulubionych pełnych przebiśniegach.


Rannik zimowy, jeszcze nie otworzył kwiatu, ale tylko chwila i będzie w całej okazałości:))
Pozdrawiam Was wszystkich wiosennie i słonecznie. Nareszcie wiosna!!!!!

wtorek, 4 marca 2014

Jedwab

Patrzę, co dzieje się u naszych sąsiadów i wszystkie, moje sprawy, w tym hobby, wydają się miałkie i nieważne. .
Mimo to, zajmuję się swoimi, małymi codziennymi sprawami i nawet zabrałam się do spożytkowania jedwabnej przędzy, którą już dawno podarowała mi przyjaciółka.
Co tu mówić, jedwab, to jedwab. W porównaniu z dotychczasowymi, robionymi z nici bawełnianych, jedwabne kwiaty, wyglądają pięknie. Problem w tym, że moje zdjęcia nie oddają ich blasku i delikatności.
Niestety, każda róża ma kolce. Praca z jedwabiem też:)) Przędza jest cieniutka, właściwe bez skrętu, przez to jest niezmiernie delikatna i łatwo się rwie. Napracowałam się bardzo, ale opłacało się. Te tutaj, to fragment większej całości, kiedy będzie całość? sama nie wiem:)).  





 Pozdrawiam wszystkich zaglądających:)))

sobota, 22 lutego 2014

Szowinizm, czy głupota?

Chyba powinnam założyć nowego bloga, by dokumentować przypadki kobiety samotnej. Okazuje się, że XXI wieku, w środku Europy w demokratycznym kraju, co jakiś czas "uczynni" mężczyźni nie wahają się pokazać, że kobieta bez mężczyzny, to osoba drugiej kategorii. Oczywiście nie generalizuję, nie dotyczy to całego rodu męskiego, ale.... 
Co mam odpowiedzieć, gdy słyszę od sprzedawcy w sklepie hydraulicznym: "... a męża nie może pani przysłać na zakupy?" 
Co mam odpowiedzieć taksówkarzowi -samozwańczemu obrońcy moralności, na tekst ".... a mąż pozwala tak późno do domu wracać?"
Za każdym razem, gdy to słyszę, mam ochotę przegryźć takiemu osobnikowi tętnice, ale litościwie oszczędzam tych bezdennych głupków. W tytule napisałam szowinizm, ale to jednak głupota, bo gdyby taki gość miał, co najmniej, dwie szare komórki, wymyśliłby, że takimi słowami może sprawić ogromną przykrość. 

Żeby odreagować, zrobiłam sobie kolorowy bukiet:)))






środa, 12 lutego 2014

Kwiaty w trzech wersjach


Makatka z ganutellowymi kwiatkami wisi w zaplanowanym miejscu:) Tłem dla kwiatków, jest mini chodniczek, kupiony za 7 zł w supermarkecie. 

Tulipany- prawdziwe:))), taki powiew wiosny, za którą bardzo tęsknię:))

 Buszując po sieci trafiłam na przykład haftu monochromatycznego, zachwyciłam się i tak powstała moja druga w życiu haftowana poduszka :)). Nieco odbiega od oryginału, ale tak chciałam.  Haft zrobiłam kilka miesięcy temu, ale mogłam zebrać się, żeby ją uszyć:). Teraz mogę bujać się na miękko:))


Pozdrawiam wszystkich zaglądających, miło mi Was gościć:)

Ps. Jaskółko, niechcący wykasowałam  Twój przemiły komentarz do poprzedniego postu. Przepraszam.

















piątek, 7 lutego 2014

Coś z niczego:)

Mam kawałek ściany, która aż prosi się o ozdobę. Miejsce jest bardzo nasłonecznione i nie chcę wieszać tam żadnego obrazu, z uwagi na bezpośrednie nasłonecznienie. Wymyśliłam, że kwiaty ganutell, będą odpowiednim rozwiązaniem. Jak wyblakną na słońcu, zrobię nowe:)). 

Jeszcze nie skończyłam,wisi na wieszaku:))) 
 Praca jest przestrzenna, tak wygląda z boku

 i jeszcze jedno zdjęcie.
 Chyba powinnam dodać jeszcze trochę kwiatów, będzie wyglądało lepiej:)





piątek, 31 stycznia 2014

Kredens

Dwadzieścia lat temu stał w sieni domu, moich znajomych. Duży, pakowny raczej ponury. W przeszłości, ktoś potraktował go lakierem w kolorze ciemnego brązu i cały był, jak ten ciemny pasek.   


Stał, taki zapomniany, zaniedbany, eksmitowany z pokojów:)). Przegrał z meblościanką z płyty paździerzowej. Wszyscy, potykali się o niego w ciemnej sieni. Znajomi nieodmiennie mówili, że muszą go wynieść do tzw. letniej kuchni, żeby nie zawadzał. Kiedyś, rzuciłam, że jak chcą się go pozbyć, to może dali by nam. Był to, raczej żart, niż poważna propozycja. Kończyliśmy budowę domu, i co prawda dach nad głową mieliśmy, ale kasy na urządzenie, to już nie i każdy mebel był na wagę złota. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że mamy przyjechać po kredens. I tak, odbywszy ponad stukilometrową podróż. Znalazł się w naszym domu, wielki, stary, ciemny kredens. Wpadłam na pomysł, by oczyścić go z ciemnego lakieru. Spróbowałam papierem ściernym, poszło.... Pamiętam, przez kilka zimowych tygodni, wieczorami, pracowicie kawałek po kawałku czyściłam go. W niezmienionym stanie, zostawiłam jedynie górny rzeźbiony paseczek.  Okazało się, że pod wstrętnym lakierem kryje się piękny dębowy kredens.  



I stało się tak, że ten przypadkowo otrzymany mebel, uwarunkował klimat mojego domu. 

Jak się po latach okazało, nie tylko tego domu. 
Kredens pojechał z nami do wymarzonego domu nad stawem (znacie już to miejsce) 

Omawiając kolejne wersje projektu domu, zawsze padało podstawowe pytanie: "gdzie jest miejsce na mebel?" Projekt został zrealizowany, kredens postawiony w nowym domu. 

Myślałam, że i kredens i ja dożyjemy tam swoich dni. Pomyliłam się......
Wychodząc z Raju  odgrażałam się, że nic nie zabiorę ze sobą. Myślałam, że to sposób na odcięcie się od wszystkiego, że tak będzie łatwiej. Tak się nie stało. Kredens powędrował za mną do miejskiego mieszkania. Był tam nie na miejscu - za duży, do niewielkiej przestrzeni. Po raz kolejny uwarunkował styl całego mieszkania. Byliśmy (ja i kredens) w tym mieszkaniu przez rok. Zatoczyliśmy krąg i wróciliśmy do punktu wyjścia. Ja do swojego pierwszego domu, kredens na swoje stare miejsce. 

Zaliczyłam kolejną przeprowadzkę i to był powód nieobecności na blogu. Od połowy grudnia, remontowałam (niekoniecznie sama),  malowałam -sama, sprzątałam, i byłam tak umęczona, że nie miałam siły na nic. Mogę powiedzieć, że prawie skończyłam. O tym, co pozostało wolę nie myśleć:))
Zastanawiam się jedynie, czy..... jeżeli sprzedam dom... dalej będę skazana na kredens, czy..... jednak się rozstaniemy?
Kochani! pozdrawiam Was serdecznie, nie złożyłam Wam życzeń Noworocznych, ale dzisiaj moja ostatnia szansa:))). Dzisiaj zaczyna się Chiński Nowy Rok
Życzę, byście potrafili odnaleźć w sobie poczucie szczęścia. Uśmiecham się do Was serdecznie i wysyłam Wam wszystkie same dobre myśli.




czwartek, 12 grudnia 2013

I deszcz i słońce

Bardzo ograniczyłam blogową aktywność, chociaż nazbierało się spraw o których chciałabym opowiedzieć. Za jakiś czas, wytłumaczę się z braku aktywności:). 
Czasu nie mam, warunków do pisania i robienia ganutelli na razie nie mam, ale o jednym, opowiedzieć chcę i muszę.
Wracam wczoraj do domu. Na dworze plucha, szara, mokra mgła. Po jezdni i chodnikach płynie brudna breja. No koszmar, żyć się nie chce. Wysiadłam z samochodu i ciągnę się do domu, noga za nogą, w postawie wyczerpanego konia pociągowego. Wypisz, wymaluj- "Łysek z pokładu Idy". 
Otwieram drzwi na klatkę, rzut oka na skrzynkę pocztową, a ona świeci........... Otwieram ją szerzej, a tam dwie grube koperty. Jedna rozświetlona, druga rozświetlona, rozpychają się, która wcześniej wpadnie w moje dłonie. Pomiędzy nimi, koperta z logo mojego banku.  Ta, niestety świeciła tylko światłem odbitym. 
Chwyciłam koperty i dziwna sprawa, w jednej chwili Łysek przemienił się w źrebaka brykającego po zielonej łące. Brykając wpadłam do domu, otwieram koperty i wiecie, co tak świeciło? Ciepłe ludzkie myśli i gesty. 
Sami wiecie, jak to jest. Jeden gest, jedno słowo powoduje, że zaświeci nasze wewnętrzne słońce, albo spadnie grad.   
Myślę o sobie - szczęśliwa kobieta. Tak, tak, mimo, że jak wcześniej  pisałam, Anioł Stróż nie ochronił mnie przed bólem i stratą, to jestem szczęśliwą kobietą. KTOŚ (Bóg, wszechświat, Anioł Stróż- nieważne) odpowiada na moje marzenia, potrzeby i spełnia je..... czasem nie wprost, ale to już moja rola, bym zrozumiała, że otrzymałam, to czego pragnę. 

Lubię porę, kiedy przylatują jaskółki. Lubię patrzeć na te ruchliwe, zadziorne ptaszki. Lubię ich świergot w upalne popołudnia. Jak zbudowaliśmy dom, miałam nadziej, że pod  okapem domu zbudują gniazdo. Tak się nie stało. Ale moja potrzeba obcowania z jaskółkami została spełniona. Przyleciała do mnie Jaskółka. Jest dokładnie taka, jak prawdziwe jaskółki. Bystra, zadziorna, szybka i przy okazji okazji robi piękne rzeczy:)) 
To piękne serduszko jest dziełem ( nie wiem jak nazwać, żeby utrzymać się w ptasiej konwencji) łapek i pazurków Jaskółki. Dziękuję.



 Zakładka, również wypadła spod czarnego skrzydła Jaskółki.  Od razu użyłam jej zgodnie z przeznaczeniem.
Książka? no właśnie długo przyglądałam się Waszym frywolitkowym cudom, aż postanowiłam sprawdzić, czy nie przerasta to mojej sprawności intelektualnej. Jeszcze nie jestem pewna, kto kogo pokona. Frywolitka mnie, czy ja frywolitkę:))


 Druga koperta, jest kolejnym przykładem, że KTOŚ odpowiada na moje marzenia i tęsknoty. Wiecie, że mam swoje ukochane miejsce na ziemi: kamieniste wybrzeże Morza Czarnego. Chcąc zachować chociaż cząstkę tego miejsca na dłużej, przywiozłam kilka kamyków. Podzieliłam się nimi, bo czułam taką potrzebę.
I wiecie, jeden z kamyków do mnie wrócił.

 Tu, to tylko śliczna, oryginalna broszka.
ale tu, jak zagłębię się w ten obraz....... znowu siedzę na kamienistej plaży, nogi ochlapuje mi morska woda i słyszę szum fal rozbijających się o ten wielki głaz. Violu dałaś mi kawałek mojego miejsca na ziemi. Dziękuję.
Kochane dziękuję Wam za wszystko. Nie wiem, jakich słów użyć, to tylko się uśmiechnę :))))))))))))