piątek, 31 stycznia 2014

Kredens

Dwadzieścia lat temu stał w sieni domu, moich znajomych. Duży, pakowny raczej ponury. W przeszłości, ktoś potraktował go lakierem w kolorze ciemnego brązu i cały był, jak ten ciemny pasek.   


Stał, taki zapomniany, zaniedbany, eksmitowany z pokojów:)). Przegrał z meblościanką z płyty paździerzowej. Wszyscy, potykali się o niego w ciemnej sieni. Znajomi nieodmiennie mówili, że muszą go wynieść do tzw. letniej kuchni, żeby nie zawadzał. Kiedyś, rzuciłam, że jak chcą się go pozbyć, to może dali by nam. Był to, raczej żart, niż poważna propozycja. Kończyliśmy budowę domu, i co prawda dach nad głową mieliśmy, ale kasy na urządzenie, to już nie i każdy mebel był na wagę złota. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że mamy przyjechać po kredens. I tak, odbywszy ponad stukilometrową podróż. Znalazł się w naszym domu, wielki, stary, ciemny kredens. Wpadłam na pomysł, by oczyścić go z ciemnego lakieru. Spróbowałam papierem ściernym, poszło.... Pamiętam, przez kilka zimowych tygodni, wieczorami, pracowicie kawałek po kawałku czyściłam go. W niezmienionym stanie, zostawiłam jedynie górny rzeźbiony paseczek.  Okazało się, że pod wstrętnym lakierem kryje się piękny dębowy kredens.  



I stało się tak, że ten przypadkowo otrzymany mebel, uwarunkował klimat mojego domu. 

Jak się po latach okazało, nie tylko tego domu. 
Kredens pojechał z nami do wymarzonego domu nad stawem (znacie już to miejsce) 

Omawiając kolejne wersje projektu domu, zawsze padało podstawowe pytanie: "gdzie jest miejsce na mebel?" Projekt został zrealizowany, kredens postawiony w nowym domu. 

Myślałam, że i kredens i ja dożyjemy tam swoich dni. Pomyliłam się......
Wychodząc z Raju  odgrażałam się, że nic nie zabiorę ze sobą. Myślałam, że to sposób na odcięcie się od wszystkiego, że tak będzie łatwiej. Tak się nie stało. Kredens powędrował za mną do miejskiego mieszkania. Był tam nie na miejscu - za duży, do niewielkiej przestrzeni. Po raz kolejny uwarunkował styl całego mieszkania. Byliśmy (ja i kredens) w tym mieszkaniu przez rok. Zatoczyliśmy krąg i wróciliśmy do punktu wyjścia. Ja do swojego pierwszego domu, kredens na swoje stare miejsce. 

Zaliczyłam kolejną przeprowadzkę i to był powód nieobecności na blogu. Od połowy grudnia, remontowałam (niekoniecznie sama),  malowałam -sama, sprzątałam, i byłam tak umęczona, że nie miałam siły na nic. Mogę powiedzieć, że prawie skończyłam. O tym, co pozostało wolę nie myśleć:))
Zastanawiam się jedynie, czy..... jeżeli sprzedam dom... dalej będę skazana na kredens, czy..... jednak się rozstaniemy?
Kochani! pozdrawiam Was serdecznie, nie złożyłam Wam życzeń Noworocznych, ale dzisiaj moja ostatnia szansa:))). Dzisiaj zaczyna się Chiński Nowy Rok
Życzę, byście potrafili odnaleźć w sobie poczucie szczęścia. Uśmiecham się do Was serdecznie i wysyłam Wam wszystkie same dobre myśli.




czwartek, 12 grudnia 2013

I deszcz i słońce

Bardzo ograniczyłam blogową aktywność, chociaż nazbierało się spraw o których chciałabym opowiedzieć. Za jakiś czas, wytłumaczę się z braku aktywności:). 
Czasu nie mam, warunków do pisania i robienia ganutelli na razie nie mam, ale o jednym, opowiedzieć chcę i muszę.
Wracam wczoraj do domu. Na dworze plucha, szara, mokra mgła. Po jezdni i chodnikach płynie brudna breja. No koszmar, żyć się nie chce. Wysiadłam z samochodu i ciągnę się do domu, noga za nogą, w postawie wyczerpanego konia pociągowego. Wypisz, wymaluj- "Łysek z pokładu Idy". 
Otwieram drzwi na klatkę, rzut oka na skrzynkę pocztową, a ona świeci........... Otwieram ją szerzej, a tam dwie grube koperty. Jedna rozświetlona, druga rozświetlona, rozpychają się, która wcześniej wpadnie w moje dłonie. Pomiędzy nimi, koperta z logo mojego banku.  Ta, niestety świeciła tylko światłem odbitym. 
Chwyciłam koperty i dziwna sprawa, w jednej chwili Łysek przemienił się w źrebaka brykającego po zielonej łące. Brykając wpadłam do domu, otwieram koperty i wiecie, co tak świeciło? Ciepłe ludzkie myśli i gesty. 
Sami wiecie, jak to jest. Jeden gest, jedno słowo powoduje, że zaświeci nasze wewnętrzne słońce, albo spadnie grad.   
Myślę o sobie - szczęśliwa kobieta. Tak, tak, mimo, że jak wcześniej  pisałam, Anioł Stróż nie ochronił mnie przed bólem i stratą, to jestem szczęśliwą kobietą. KTOŚ (Bóg, wszechświat, Anioł Stróż- nieważne) odpowiada na moje marzenia, potrzeby i spełnia je..... czasem nie wprost, ale to już moja rola, bym zrozumiała, że otrzymałam, to czego pragnę. 

Lubię porę, kiedy przylatują jaskółki. Lubię patrzeć na te ruchliwe, zadziorne ptaszki. Lubię ich świergot w upalne popołudnia. Jak zbudowaliśmy dom, miałam nadziej, że pod  okapem domu zbudują gniazdo. Tak się nie stało. Ale moja potrzeba obcowania z jaskółkami została spełniona. Przyleciała do mnie Jaskółka. Jest dokładnie taka, jak prawdziwe jaskółki. Bystra, zadziorna, szybka i przy okazji okazji robi piękne rzeczy:)) 
To piękne serduszko jest dziełem ( nie wiem jak nazwać, żeby utrzymać się w ptasiej konwencji) łapek i pazurków Jaskółki. Dziękuję.



 Zakładka, również wypadła spod czarnego skrzydła Jaskółki.  Od razu użyłam jej zgodnie z przeznaczeniem.
Książka? no właśnie długo przyglądałam się Waszym frywolitkowym cudom, aż postanowiłam sprawdzić, czy nie przerasta to mojej sprawności intelektualnej. Jeszcze nie jestem pewna, kto kogo pokona. Frywolitka mnie, czy ja frywolitkę:))


 Druga koperta, jest kolejnym przykładem, że KTOŚ odpowiada na moje marzenia i tęsknoty. Wiecie, że mam swoje ukochane miejsce na ziemi: kamieniste wybrzeże Morza Czarnego. Chcąc zachować chociaż cząstkę tego miejsca na dłużej, przywiozłam kilka kamyków. Podzieliłam się nimi, bo czułam taką potrzebę.
I wiecie, jeden z kamyków do mnie wrócił.

 Tu, to tylko śliczna, oryginalna broszka.
ale tu, jak zagłębię się w ten obraz....... znowu siedzę na kamienistej plaży, nogi ochlapuje mi morska woda i słyszę szum fal rozbijających się o ten wielki głaz. Violu dałaś mi kawałek mojego miejsca na ziemi. Dziękuję.
Kochane dziękuję Wam za wszystko. Nie wiem, jakich słów użyć, to tylko się uśmiechnę :))))))))))))



poniedziałek, 25 listopada 2013

Prezent-niespodzianka

Ten post, powinien pojawić się, już jakiś czas temu, ale zagapiłam się, a czas, tak szybko leci:)

Mam duszka, który niczym dobra wróżka z bajki o kopciuszku, obsypuje mnie prezentami:))
Moje zdjęcia wołają o pomstę do nieba, ale starałam się najlepiej, jak umiem:)) W naturze - naszyjnik i kolczyki lśnią, skrzą się, mienią niczym brylanty. W takim garniturze, mogę wybrać się na wielki bal i spotkać...... 



Dziękuję Violu, to jest naprawdę piękne! Nie wiem, jak to robisz, że za każdym razem trafiasz w mój gust. Wróżka, jak nic:)))

poniedziałek, 18 listopada 2013

Jeszcze raz bombki


...hurrrra......., udało się!!!!! Przedstawiam Wam kota o wdzięcznym imieniu Bolek:) 
Nie jestem mistrzynią obsługi komputera, to już mówiłam:)), w końcu doszłam do tego, jak umieścić zdjęcie na stronie tytułowej. Wiem, wiem, trzeba czytać instrukcję, doczytałam i na początek jest kot Bolek:))

Teraz kolejne bombki :





Prawdopodobnie, w tym roku, to już ostatnie.

niedziela, 10 listopada 2013

Kwiaty i ptaki

Jest takie miejsce w ogrodzie, gdzie rosną onętki. Delikatne kwiatki, na długich, wiotkich łodyżkach. 
Ta cześć ogrodu, należy tylko do nich. Rosną bez ładu i składu. Kwiaty mienią się kolorowo: biało, różowo, purpurowo. Są, tak delikatne, że nawet bez wiatru, kiwają się na wszystkie strony. Są wysokie, sięgają mi do ramion i nie muszę schylać się, by je powąchać. Wchodzę pomiędzy nie, staram się wyczuć zapach. Pachną delikatnie: miodowo, trochę gorzko. Nie, nie  zrywam ich do wazonu, czekam aż przekwitną. 
Już tylko, gdzie nie gdzie, przetrwały kolorowe kwiaty. Onętkowy gąszcz, jest brązowawy, wydawałoby się koniec ferii barw i zapachów. Wtedy, staje się coś, że zamierający ogród, jest jeszcze piękniejszy, niż w pełni lata. Nagle, gałązki onętków ożywają.....  Te same kolory - biały, czerwony, żółty, różowawy, unoszą się w powietrzu. Są wszędzie, w górze, spadają na ziemię i znowu unoszą się do góry, wydawałoby się, wiatr szarpie kolorowe płatki kwiatów i unosi je w powietrze. Ale nie, nie ma zapachu..... za to, jest szczebiot, furkanie, ćwierkanie. Tak, to stado szczygłów spadło na główki dojrzałych nasion onętków. Są wszędzie, siadają na szczytach pędów, które pod ich ciężarem przechylają się w dół, podfruwają do góry, spadają na ziemię. I  te ich kolory.... 
Już wiecie, dlaczego niecierpliwie czekam, aż onętki przekwitną:))



 
Moje "szczygły" nie są tak kolorowe:)), mam jednak nadzieję, że chociaż trochę oddają klimat, tego magicznego zakątka ogrodu.

Kochani, jeżeli tylko macie wolny, słoneczny kawałek ogrodu, siejcie onętki! Szczygły kochają ich nasiona, a wtedy zobaczycie,co będzie się działo późnym latem:))

Niestety nie znalazłam własnego zdjęcia, żeby pokazać, jak wygląda to w naturze. Pozwoliłam sobie pożyczyć zdjęcie i mam nadzieję, że autor się nie obrazi.
Dzisiaj przed zmrokiem.jpg



środa, 6 listopada 2013

Przedwiośnie

Bardzo, bardzo lubię przebiśniegi, mam miłe wspomnienia z nimi związane. Nie mogło ich zabraknąć w moim bombkowym cyklu, poświęconym ogrodom. 
Powiem nieskromnie, podoba mi się ta bombka. Patrząc na nią, widzę trochę zaniedbany, dziki  kawałek ogrodu.  Między krzakami i starymi drzewami, leżą jeszcze płaty śniegu, ale już w zacisznym, słonecznym zakątku, spomiędzy opadłych szyszek, spod śniegu, wyrastają drobne kwiatki przebiśniegów, zwiastując wiosnę. To, takie moje luźne skojarzenia:))






W tym roku zamówiłam duże bombki - mają 12 cm średnicy i jak z słusznie zauważyła Anabell, mogą stać samodzielnie:)).
Pozdrowienia dla wszystkich zaglądających tutaj:)) Miło mi będzie ,jak zostawicie znak swojej obecności:w postaci komentarza. 

niedziela, 3 listopada 2013

Pałacowy ogród - zima

Nareszcie miałam czas i zrobiłam kilka bombek. Zdecydowałam, że w tym roku, odejdę ciut, ciut od tradycji:)  Zamiast choinek, bałwanków itp. powstanie cykl pod wspólnym tytułem "OGRODY". Taki mam plan, a jak to będzie wyglądało w praktyce, ocenicie sami, a ja będę wdzięczna za komentarze i uwagi.
Kiedyś kupiłam takie maleńkie figurynki leżały, leżały bez przydziału, aż dzisiaj mnie olśniło i tak powstają "Pałacowe ogrody" :)) Na początek zima:

Wyobrażam sobie, że idę przez zimowy ogród i gdzieś w zakątku, miedzy drzewami, stoi postument z takim romantycznym aniołkiem, a wokół niego, ostatnie, oszronione kwiaty. 

Tak wygląda jeszcze nie zamknięta bombka. Też mi się podoba, ale zamknięte są dużo trwalsze, zabezpieczone przed kurzem i zniekształceniami. Niestety kwiaty ganutell są dosyć delikatne.



Gotowa:)) zamknięta, zabezpieczona, tylko wieszać i cieszyć oczy:)) Ja jestem z niej zadowolona, a co Wy o niej sądzicie, czy chociaż odrobinę kojarzy się Wam z ogrodem?