czwartek, 10 marca 2016

Nowa pasja

Wymyśliłam sobie, przeniesienie starych (XVIII/XIX wiecznych) wzorów,  w przeszłości używanych do zdobienia bluzek, koszul i obrusów na jaja. Nie byłam pewna, co wyjdzie. No i wpadłam w nową pasję! Czuję, że będzie to moje zimowe zajęcie:))) Muszę tylko popracować nad techniką mocowania tkaniny do stryopianu, na razie mam z tym kłopot.
Moje zdjęcia nie oddają ich urody i oryginalności.

 Chciałoby się zrobić i haftowane i pisane woskiem. Jedne i drugie bardzo pracochłonne, a czasu mało.

Króciutko dzisiaj, pędzę do jaj:))

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Jaja ubrane w "Perebory"

Pomysł z poprzedniego posta, wcieliłam w czyn i wyszło coś takiego. Czarno-czerwone, nawiązują do wielowiekowej tradycji wykonywania "pereborów". Kolorowe, jest mniej tradycyjne ale schemat, jest jak najbardziej, zgodny z tradycją.
Muszę popracować nad estetyką mocowania kanwy, bo jak widać na obrazku, do ideału trochę brakuje:)))



Nie wiem, czy zrobię więcej, pomysł okazał się dość pracochłonny:)))
Ciekawa jestem, co o tym myślicie?

wtorek, 23 lutego 2016

Tradycja

Rodzinne rozmowy, prowadzą mnie w nieznane.... Ostatnio wspominałyśmy z mamą, ciotkę Antosię. Ciotka zmarła przed kilkoma laty. Wraz z jej śmiercią, skończyła się naszej rodzinie, tradycja tkania pereborów. Perebory - to starodawny ornament tkacki, tworzący wzorzysty deseń na białym płótnie. Tradycyjnie wykonywany w kolorze czerwonym i czarnym. Pereborami, ozdabiano obrusy, ręczniki, bluzki, męskie koszule tu przykłady  prac ciotki. Jak nikt, potrafiła przenieść tradycję w nowoczesność. Nikt już nie nosi, tak zdobionych ubrań, ale ciotka potrafiła połączyć tradycję z nowoczesnością. Prócz wykonywania zamówień dla muzeów i skansenów, jej dziełem były śliczne jaśki, małe serwetki i bieżniki ozdabiane tymi motywami. Tkać nie umiem, ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Pomyślałam, że wykorzystam wzory pozostawione przez ciocię w inny sposób, czy to wyjdzie nie wiem, na razie mam pomysł. 

....to jest początek

Zmobilizowałam się i wydrapałam kilka wydmuszek.




Tu, awansem, dostałam prezent urodzinowy



To moje pierwsze, jeszcze nie skończone,  koralikowe dzieło, wykonane pod nadzorem Violi

Na dzisiaj to wszystko:)) zabieram się do realizacji mojego pomysłu, 





niedziela, 14 lutego 2016

Dokąd zmierzał?

Spotkałam go kilka razy... Pierwszy raz, zobaczyłam go rano, na placu zabaw.  Siedział w samochodzie. Oprószony śniegiem, cierpliwie czekał na kierowcę. Zadziwił mnie, taki wielki, sam jeden na pustym placu zabaw. Codziennie, tędy przechodziłam, poprzedniego dnia go nie było. 
Następnego dnia, znowu go zobaczyłam. Najwyraźniej nie doczekał się kierowcy. Wygramolił się z pojazdu i siedział na skrzyżowaniu alejek, czyżby nie wiedział dokąd ma iść? Może zgubił się? Utytłany w śniegu, wyglądał żałośnie. Może było mu zimno? Tofi usiłował go pocieszyć, ale nie reagował, pogrążony we własnych myślach. Zauważyłam, że nie jest już pierwszej młodości. Ktoś uszkodził mu oko i czerwony jęzor. Miał  kontuzjowaną nogę ale dzielnie zmierzał, w sobie wiadomym kierunku. Następnego dnia już  go nie było.  Pomyślałam, że bezpiecznie dotarł do celu:)) Minęła zima, wiosna, zaczęło się lato i znowu, pojawił się na moim osiedlu! Siedział na tarasie, w przedszkolu. Ciągle taki samotny, czy nikt go nie lubi? Nie ma przyjaciół? Może dlatego, że nie ma oka i naderwany jęzor, i ta uszkodzona noga. Cóż, łatwiej kochać piękno. Myliłam się!  Za jakiś czas, spotkałam go ponownie. Nie był już sam! Tylko, że, obydwaj siedzieli obok śmietnika. To nie wróżyło im niczego dobrego, jednak mam nadzieję, że udało im się uciec w bezpieczne miejsce:)) Jeszcze przez kilka miesięcy, codzienne chodziłam  ścieżkami, na których go spotkałam, ale już go nie było. A potem wyjechałam .....





 
:))))) Pozdrawiam Was serdecznie.
Ps. Czyżby, zimowa wyprawa, była nieudaną ucieczką z przedszkola:)))
Moja wnuczka twierdzi, że szukał kolegi, nie uciekał.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Lublin w Bielsku

Jestem tu dokładnie siedem miesięcy, uczę się nowego miejsca, coś mnie denerwuje, coś mnie zaskakuje, coś zadziwia, jak w każdym nowym miejscu. Zadziwia mnie np. to: "... a skąd pani przyjechała? Przyjechałam z Lublina. O!!! - ja też pochodzę z Lublina!" Często słyszę - pochodzę z lubelskiego, albo ... studiowałem w Lublinie. Ostatnio, siedzę z nową znajomą i jej koleżanką w kawiarnianym ogródku, jednej z bielskich galerii handlowych. W rozmowie okazuje się, że koleżanka znajomej, też lubelanka, Po chwili przyłącza się do towarzystwa, kolega pań - pochodzi z Zamościa (woj. lubelskie), potem dołącza następna osoba - z Białej Podlaskiej (woj, lubelskie). Moi najbliżsi sąsiedzi pochodzą z Lublina, trochę dalszy sąsiad, zaczepił mnie słowami: wie pani, ja to jestem stąd, ale moja żona, to z Kraśnika (miasteczko w pobliżu Lublina), mój lekarz rodzinny studiował w Lublinie, kardiolog, do którego trafiłam, też z Lublina. Pan, który naprawiał mi drzwi garażowe, ma dziewczynę z Lublina. Co tu się dzieje!!!!

Denerwuje mnie - brak chodników dla pieszych, przynajmniej na moim osiedlu domów jednorodzinnych. Uliczki są wąskie, samochody mijają się z trudem, a piesi zupełnie nie mają się gdzie podziać. To mnie wkurza! Nie rozumiem tego! Nie wiem, czy we wszystkich bielskich osiedlach domów jednorodzinnych tak jest, bo jeszcze nie zdążyłam zwiedzić całego miasta:)). 

Pierwsze próby do szuflady. Podobno każdy ma coś w szufladzie, co idealne nie jest, ale żal wyrzucić. Ja też już mam:)) Dostałam kiedyś od Violi, koraliki zrobione wzorem petersburskim, bardzo je lubię i pięknie się układają. Postanowiłam sprawdzić, czy ja też potrafię:)) Po kilku próbach, udało się! Mogę schować do szuflady:)))

 Tu razem z kolczykami, zrobionymi wcześniej.

wtorek, 26 stycznia 2016

Trening czyni.....

"Trening czyni mistrzem", tak mówią. Mistrzem raczej nie zostanę ( nie mam takich ambicji), ale potrenować mogę:)) Przyglądam się Waszym ślicznym koralikom, podziwiam i zastanawiam się, czy ja też potrafiłabym. Wygrzebałam w swoich "zabawkach" jakieś koraliki i....
  1. Znalazłam w internecie instrukcję, jak obszyć kaboszon. Popatrzyłam, pomyślałam - dam radę, to proste! Baaardzo szybko uznałam, że proste w teorii, w praktyce - lepiej nie pokażę moich dokonań:)))
  2. Zmieniłam plan, znalazłam w internecie instrukcję, jak zrobić kolczyki listeczki. Popatrzyłam, pomyślałam - proste nie jest, ale spróbuję! Nie przyznam się ile razy prułam, zanim zrozumiałam, jak zrobić, żeby było równo, nie rozłaziło się na boki, żeby z jednej strony "szło" do góry, a z drugiej do dołu. Po nieskończonej ilości poprawek, wdrapałam się na moją górę. Jak widzicie, Everest to nie jest, ani zimowe wejście na Nanga Parbat, ale spadając raz za razem, przynajmniej nie doznawałam większych kontuzji, prócz siniaków na ambicji:))). 

Kochane! po moich potyczkach z igłą, plączącą się nicią, uciekającymi po stole koralikami....  Podziwiam Waszą cierpliwość i Wasze prace jeszcze bardziej, jesteście wspaniałe!!!

środa, 20 stycznia 2016

Zaległości

Takie śliczności, omal nie wróciły do nadawcy. Nie było mnie, a przesyłka długo leżała na poczcie, odebrałam w ostatniej chwili. Janeczka obdarowała mnie piękną pocztówką i śnieżynkami. Niestety nie zdążyły zawisnąć na tegorocznej choince, ale pieczołowicie schowałam i w następnym roku, na pewno zajmą godne miejsce. Janeczko dziękuję:))


W tym roku miałam nietypową choinkę. Wydziergałam szydełkowe laleczki na zamówienie wnuczki i poszłam za ciosem:))  Siedziałam, dłubałam do samych świat. Tak powstała choinka rękodzielniczki:))
















Choinka w całej okazałości:))


 W internecie zachwyciły mnie bombki zdobione koralikami. Arcydzieło to nie jest, ale od czegoś trzeba zacząć:)